„
„CZY TO JEST PRÓBA ZASTRASZENIA ?” ”
Sprostowanie
do treści listu
pana Krzysztofa
Ciesielczyka
Jak dalece różnimy
się sposobem myślenia – my, twórcy i zwolennicy koncepcji projektu „Błękitna
Wioska” oraz nasi adwersarze, świadczy powyższy tytuł, nadany
korespondencji, jaką redakcja
HB zmieściła w ostatnim numerze. Nie rokuje to dobrze merytorycznej
dyskusji nad przyszłością tegoż projektu. Absurd treści tego tytułu, w
kontekście podpisywanego protestu, jest dla człowieka rozumnego oczywistością.
Domniemywamy, że nikt z sygnujących własnym imieniem,
nazwiskiem, adresem zamieszkania i numerem PESEL ów protest nie bał się
nie tylko jego adresatów, ale także tego kto do owego podpisu go zachęcał.
Na stronie
internetowej Stacji Morskiej UG (www.hel.univ.gda.pl) jest taki katalog pod
nazwa „Błękitna Wioska”. Spełnia on m.in. rolę kroniki zdarzeń
dotyczących projektu. Jego czytelnik może dowiedzieć się niemal
wszystkiego o założeniach koncepcji planowanych inwestycji i ich historii.
Jest tam też miejsce, w którym prezentujemy bieżące opinie na ten temat.
Publikujemy poglądy swoje, naszych zwolenników, stanowiska krytyczne i wręcz
wrogie. Wszystko po to, aby potencjalny czytelnik mógł sobie sam wyrobić
zdanie kto miał i kto ma rację.
Nie publikując
opinii anonimowych, zrobiliśmy wyjątek dla protestu o którym pisze
czytelnik Helskiej Blizy (str. 14, nr 7/216 z 14.04.2006). Uczyniliśmy to
mimo tego, że protest miał ok. 2890 autorów - znanych z imienia i
nazwiska. Uznaliśmy żądania tych, którzy uważali, że opublikowanie na
naszej internetowej stronie nazwisk i imion osób podpisujących protest będzie
odczytane jako próba ich zastraszenia. Motywów takiego poglądu w
rzeczonej sprawie głębiej nie analizowaliśmy.
Jak jednak zaświadcza
korespondencja do redakcji HB nie wszyscy protestujący chcą być
anonimowi. Są przekonani do swoich racji i próbują ich publicznie bronić.
To ważna cecha otwartości podejmowanej dyskusji.
Problemem jest
jednak cos innego. Wygląda na to, iż nasi najbardziej radykalni
przeciwnicy tkwią w okowach myślenia spiskowego i ciągle trudno im
racjonalnie rozpoznać cel naszych działań. Wyjście z tej intelektualnej
pułapki wymaga minimum dobrej woli słuchania i chęci zrozumienia założeń
projektu i naszych intencji.
Dyskusja to nie
jest jednostronne wykrzykiwane argumentów na „NIE”, zatykanie uszu i
oczu na rzeczywistość, lub wychodzenie z sali przed usłyszeniem
odpowiedzi atakowanego. Sztuka słuchania racji strony drugiej, uznawanie
realnych faktów, znalezienie wyjść z impasu i pomysłów lepszych niż
obie strony na początku dyskusji prezentowały to ideał. Niestety, w
naszych polskich warunkach ciągle dość trudno spełniany. Przykład toczącej
się dyskusji jest wymowny.
Jakość tej
dyskusji obniża fakt, że wielu z oponentów prawdopodobnie nigdy nie czytało
założeń projektu, skupiając się bardziej nad doborem demagogicznych lub
wręcz zmyślonych argumentów na NIE. Wielu także, chyba po raz pierwszy,
na tak wczesnym etapie było włączonych w system demokratycznej dyskusji
nad założeniami publicznej inwestycji. Prawdopodobnie dlatego osoby te nie
potrafiły się odnaleźć i uczestniczyć w procedurach konsultacji. Bo jak
wytłumaczyć fakt, że ów potencjał negacji nie został wyrażony w
oficjalnej ankiecie na temat projektu ?
Dlaczego przeciwnicy nie nadsyłali swoich opinii do biura
konsultacyjnego ? Czy zmobilizował ich dopiero ogłoszony wynik z
konsultacji i skala merytorycznej akceptacji dla założeń projektu ?
Ankietę
rozdawano wszystkim uczestnikom spotkań, można ją było wypełnić także
w Internecie, otrzymać w punktach konsultacyjnych, w fokarium, a także w
razie potrzeby samemu można było ją powielić, wypełnić i wysłać. Miała
ona tę przewagę nad protestem, że pozwalała korespondentom na wypowiedź
na TAK lub na NIE. Zorganizowany w sposób dalece nieformalny protest był
tego waloru pozbawiony. Był jednostronny. To trochę tak jakbyśmy w
fokarium zbierali wyłącznie podpisy za projektem „morświnarium”. A
odwiedza je 400 tys. ludzi rocznie. I co z tego, jeśli podpisów na TAK byłoby
powiedzmy 200 tysięcy ?
Podpisujący
się pod „Protestem przeciw budowie morświnarium” odwołują się do
m.in.
Ustawy z dnia 27.04.2001 r.- „Prawo ochrony środowiska” Niejako
sugerują, że prawo to nie jest i nie będzie przestrzegane, mimo, że
przykładów na to nie dają. A uchybień takich po prostu nie ma i nie będzie.
Prognoza oddziaływania na środowisko dla sposobu zagospodarowania
terenu pod koncepcje projektu „Błękitna Wioska” została zrobiona i
nikt do jej finalnej wersji (poprawianej niejednokrotnie na etapie dyskusji
społecznych) nie wniósł uwag. Gdyby było inaczej, plan zagospodarowania
terenu wraz z prognozą oddziaływania jego inwestycyjnych zamierzeń na środowisko
nie zyskałby poparcia Rady Miasta oraz Wojewody Pomorskiego. Jeśli sam
techniczno-użytkowy projekt inwestycji będzie przyrodniczo szkodliwy to
nikt nie wyda zgody na jego realizację.
Protestujący
autor listu do HB odwołuje się do uwag, jakie w 1998 roku wniosłem do
miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego działki nr 111/3 na rzecz
planowanego wówczas kompleksu hotelowego. Nie wdając się w szczegóły
pragnę przypomnieć, iż uwagi dotyczyły inwestycji o całkiem innym
charakterze, a projekt obecny jest i będzie realizowany przy znacznie
ostrzejszym prawie przyrodniczym i uwzględnić musi wszystkie możliwe środowiskowe
uwarunkowania. Wynika to z akcesji naszego kraju do Unii Europejskiej. Jeśli
eksperci znajdą wady projektu, mogące środowisku naturalnemu szkodzić,
na pewno do jego realizacji nie dopuszczą. Półwysep Helski i jego
otoczenie to przyszły rejon chroniony systemu NATURA 2000. Czuwać nad tym
będzie Urząd Morski i służby Konserwatora Przyrody.
Wbrew
opinii mojego adwersarza uważam, że projekt "Błękitna Wioska"
ma szansę uratować, a nie zlikwidować tzw. „Małą Plażę” i to nie
tylko dla przyrody, ale potrzeb edukacji, badań, rybołówstwa i rekreacji.
Planowany „hotel” nie sprzyjał większości z tych funkcji, choć jak
rozumiem, nadal ma swoich zwolenników i dlatego są oni przeciwni
projektowi Uniwersytetu Gdańskiego.
Na
razie zwolennicy jeszcze innej, bardziej przyziemnej koncepcji wykorzystania
tego terenu, czynią z rejonu Małej Plaży wysypisko śmieci. Co jakiś
czas na ten teren podjeżdżają samochody, a ich właściciele pozbywają
się swoich nieczystości, wsypując je do lub obok opuszczonych baraków i
budynków. Nie są to zapewne zwolennicy proekologicznego zagospodarowania
tego terenu. Demonstrują przeto czynem swój stosunek do przyrodniczych
walorów tego miejsca. Wiedzą lub czują, że robią głupio i wolą to
czynić anonimowo. Też się nie boją, choć łamią prawo i dobre
obyczaje.
Krzysztof
E. Skóra
|