10 lat temu w
Helu - czyli jak „rodził” się Balbin
Krzysztof E. Skóra
Lat temu
dziesięć nie było Stacji Morskiej a nasza placówka nazywała się Morskim
Laboratorium Terenowym. Stał już pierwszy wyremontowany budynek. Za parę
miesięcy miał uroczyście otrzymać nową nazwę – Stacja Morska Instytutu
Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Przed jego oknami, przy bulwarze
rozpleniały
się krzaki pięknego, ale obcego i inwazyjnego gatunku dzikiej róży. Były
efektowne i efektywne, gdyż służąc za szalet, pomagały w potrzebie miłośnikom
najbardziej popularnych gatunków win i piwa. Kolejowa bocznica stopniowo
zarastała trawą i była bardziej drogą na skróty - z dworca do portu - niż
kolejowym szlakiem. Druciane ogrodzenie i resztki żywopłotu dogorywały -
jedno kruszone rdzą, drugie brakiem pielęgnacji. Pośród zieleni krzewów i
wydmowych traw, przewracały się ławki. Okalały one estradowe sceny,
zbudowane na blokach odstojników starej oczyszczalni ścieków. W dni
bezwietrzne, gdy róża już nie kwitła, w ich okolicach pachniało ropą lub
metabolicznie przetworzonym alkoholem. Ktoś planował postawić tu hotel.
I ta zima, była
ciepła i bezśnieżna. Modna teoria o ociepleniu klimatu Ziemi kierowała uwagę
naukowców ku zjawiskom odmiennym niż te, które miały nas niedługo
zainteresować. W laboratorium, zajmowaliśmy się wówczas wieloma
zagadnieniami. Prócz nauczania studentów, głównie jednak badaliśmy ryby
Zatoki Puckiej i Antarktyki.
Wprawdzie ruszał już projekt dotyczący morskich ssaków, ale dotyczył wyłącznie
morświnów. Na więcej brakowało pieniędzy. Nie było jednak źle.
Stało się.
O swój los upomniały się foki. Uczyniły to w sposób nadzwyczaj
niespodziewany i spektakularny.
Balbin
- pierwszy tydzień w Stacji Morskiej. Foto. L. Rydz
Był 31 marca
1992 roku. Tego dnia na plaży w Juracie ktoś znalazł małą, ranną fokę.
Ekipa pracowników naszej placówki przywiozła
ją do Helu. Jej pojawienie się wzbudziło powszechne zaciekawienie. Rad i
sugestii - co z nią zrobić - było tyle, ilu doradcom udało się do foki
dostać. Każdy miał inny pogląd na sprawę i dalsze losy zwierzaka.
- Wyżyje czy nie wyżyje ?
zastanawiali się dorośli. A jak się będzie nazywać ? - dopytywali się
najmłodsi. Wysłać do ZOO albo ... wypchać dla muzeum - doradzali inni.
Drapanie się
w głowę nie dawało prostych recept. Na fokach nie znał się niemal nikt, a doświadczenie
wyniesione z badań tych zwierząt w Antarktyce nie pasowało do sytuacji.
Wielkie, żyjące na wolności foki Weddella czy morskie słonie nie wymagały
tam opieki ani rehabilitacji. Mała, biała i puchata kruszyna czyniła swą
obecnością problem znacznie większy niż ważyła. A było tego problemu około
14 kilogramów i z metr długości.
Sprawą
najprostszą było ustalenie imienia, choć jak się wówczas mawiało i „w
tym temacie” nie obyło się bez zgrzytu. „Chrztu” dokonała moja żona z
córkami. Pomógł kuchenny kalendarz. Wskazywał właśnie imieniny Balbiny.
Zdrobniałe - zostało przez córki zaakceptowane. Chociaż, szczerze mówiąc,
nam dorosłym kojarzyło się ono bardziej z ptakiem niż ssakiem. W naszym
dzieciństwie to imię nosiły wyłącznie gęsi. Kto potrafi to wytłumaczyć
współczesnym dzieciom ? Dla nich
wszystkie helskie foki to Balbinki.
To imię
stworzyło jednak część foczego życiorysu. Mieliśmy zatem fokę Balbinkę,
choć tak naprawdę, nikt wówczas jej płci nie sprawdzał. Czy była to
„ona” czy „on” w kontekście stanu jej zdrowia nie było to dla nas
istotne. By kimś być, musiała wpierw przeżyć. Leczenie nie było proste.
Stworzenie miało tak zwany „charakter”. Mimo braku sił starało się bronić.
Stroszeniem wąsów, pokazywaniem zębów i nieprzyjemnym charczeniem dawało do
zrozumienia, iż będzie kąsać. Na podkładane szprotki nie reagowało wcale.
Ale dwa dni kwarantanny w cieple laboratorium oraz czynione na odległość
dezynfekcje ran, zbliżyły nas nieco. Foczka dała się w końcu dotknąć ...
ale daleko od pyska..
Balbin 10-siąte urodziny. Foto:
Krzysztof E. Skóra
Balbinka
szybko traciła swą białą, niemowlęcą sierść. Tym czasem ze starego
zbiornika po szambie (!) zrobiono dla foki basen. Ona sama przestała być
anonimowa. Wiadomości o Balbinie, via
lokalna prasa szybko poszły w świat. Przyszedł też czas na zdjęcia i dalszy
etap rekonwalescencji. Rany już nie krwawiły, ustał też krwotok z ucha.
Tylko bezwładna płetwa nie dawała nam spokoju.
W końcu fokę
zawinięto w sieć aby przenieść do przygotowanego basenu. Przy okazji stało
się jasne. Skrępowana - pokazała kim jest ... była samcem ! Nikogo to
zbytnio nie zdenerwowało. Co bardziej skrupulatni zaczęli po prostu wołać do
niej per Balbin. Inni pozostali przy
imieniu pierwotnym. Tak jest do dziś. Najbardziej korzystają z tego
dziennikarze, którzy dzięki możliwości napisania o „pomyłce naukowców”
mają zwykle dłuższą o parę centymetrów wierszówkę.
I tak , jak
się okazuje społeczna percepcja dla tego biologicznego faktu jest żadna. W
naszym fokarium po tylu już latach, słyszymy nie raz, jak goście je wizytujący
tłumaczą młodszym, że „ten Balbin ... to tak naprawdę, ... jest Balbiną”
(!) I co tu zrobić ?
Najważniejsze,
że jest foką. Foką, która przeżyła i żyje nadal na pożytek przyrody i
nauki, ludzi i miasta. Wyleczona czuje się w Stacji Morskiej świetnie. I
chociaż do dziś nie otrzymał (a) z administracji numeru inwentarzowego
pozostaję częścią majątku uczelni. Zapewne ciągle trudno jest komuś wypełnić
rubrykę płeć ... mimo, że od dwóch lat Balbin jest ojcem.
Na życie
zarabia sam, pełniąc rolę pierwszoplanowego samcem w haremie helskiego
fokarium. Gdy się tu pojawił nikt
jeszcze nie myślał o fokarium. Sama nazwa dla pierwszego w Polsce ośrodka
hodowli i rehabilitacji fok została wymyślona parę miesięcy później. On i
jego los stały się inspiracją dla wielu pro-przyrodniczych działań. Został
ambasadorem morskich mieszkańców Bałtyku.
Konto
pomocy fokom:
Fundacja
Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego
Konto
nr:
69 1090 1098 0000 0000 0901 5841
Bank
Zachodni WBK S.A. I/O w Gdańsku
Dopisek
„HEL"
|