Nowy front walki - nie tylko dla armii.
Żywe śmieci.
Głównym gospodarzem waszyngtońskiej
konferencji
było Centrum Badań Inżynieryjnych i Rozwoju Armii Stanów Zjednoczonych.
Ponieważ spotkanie dotyczyło ekosystemów wodnych Komisja
Wielkich Jezior zaprosiła do udziału
specjalistów z krajów nadbałtyckich. Prócz nich obecni byli przedstawiciele
Europy Zachodniej, Australii, Afryki i Ameryki Południowej. Jednak zdecydowaną
większość uczestników stanowili w sposób oczywisty reprezentacji Stanów
Zjednoczonych i Kanady.

Ilość
obcych gatunków oraz ich główne przyczyny przedostawania się
do Bałtyku
w XX wieku

Goście
konferencji z dowódcą amerykańskiej Straży Granicznej.
Foto: M.
Johnston
Choć
wiele referatów dotyczyło problemów regionalnych, to autorzy nie unikali
odniesień do spraw globalnych. Z racji wielu podobieństw zniszczeń ekosystemów
Wielkich Jezior i Bałtyku było głośno o naszym morzu, w tym, także o małej
niepozornej rybie – babce byczej, żyjącej dziś tu i tam.
Konferencja
potwierdziła, że Świat stanął przed nowym wyzwaniem. To nowe globalne
niebezpieczeństwo nazywa się gatunki
obce – czyli biologiczne zanieczyszczanie planety – żywe
śmieci.
Proces
„bio-śmiecenia”, nabrał tak znaczącego przyspieszenia, że zatrważa swym
rozmiarem. Jego skutki, prócz ekologicznych, zaczynają mieć poważne
konsekwencje ekonomicznie a także zdrowotne. Według szacunków specjalistów,
Świat na tym procederze traci minimum 100 bilionów dolarów rocznie. Jako kraj
i region nie jesteśmy wolni od tego problemu.
Skutki
zanieczyszczeń chemicznych, których tak bardzo obawiano się w ostatnich
latach bledną w obliczu konsekwencji „zainfekowania” ekosystemu niektórymi
organizmami. Już ponad 100 obcych gatunków zanotowano w Morzu Bałtyckim. Ta
liczba stale rośnie. Na szczęście tylko część z intruzów, zaczyna
zachowywać się w sposób niepożądany - inwazyjny.
Wiele
z nich sprowadzono do Europy na pożytek gospodarki. Większość jednak, dostała
się tu przypadkowo, choć nie bez winy człowieka i jego aktywności. Łatwo
znalazły drogę do Bałtyku. Część uciekła z hodowli. Dziura w ogrodzeniu
lub wypłukanie wodami powodzi to najbardziej prosty sposób aby opuścić
hodowlany basen lub staw. Inne przyjechały w zbiornikach wód balastowych statków.
Jeszcze inne zostały wypuszczone do rzek i jezior przez niefrasobliwych
akwarystów. Sadzone dla ozdoby, posiewane na pożytek hodowców, a czasami po
prostu wyrzucane, żyją do dziś. Nowe środowisko mimo, że ewolucyjnie obce,
sprzyja im choćby brakiem tradycyjnych drapieżników czy chorób.
Są
to różne organizmy. Od drobnych gatunków planktonowych, aż po kręgowce. Część
z nich, nie napotkawszy dostatecznie dobrych warunków nie rozmnaża się na
tyle efektywnie aby ilościowo zagrozić gatunkom rodzimym. Inne, niestety ...
Ich
inwazje szkodzą nie tylko ekosystemowi ale także człowiekowi i jego
zamierzeniom. Powstrzymują cywilizacyjny rozwój generują problemy
gospodarcze.
W Bałtyku największe ekonomiczne straty ponosimy na skutek przedostania
się do naszego morza osiadłego skorupiaka – pąkli (Balanus
improvisus). Ten południowo amerykański gatunek w 1840 roku dotarł do Królewca.
Dziś jest powszechny w całym morzu. Porasta wszystko co jest zanurzone w
wodzie. Burty statków, pale, pirsy, boje, łańcuchy kotwiczne, skorupki małży,
plechy alg. Czyszczenie jego wapiennych kolonii z kadłubów wielkich statków,
okrętów, kutrów i nawet małych łodzi dotyka finansowo wszystkich armatorów.
Inni muszą płacić cenę zdrowia za stosowanie farb przeciw-porostowych. Wypłukiwane
z nich toksyny nie są obojętne dla ryb i ich konsumentów.

Krab wełnistoręki -
przecinacz sieci
Kraby wełnistorękie (Eriocheir
sinensis) powinny normalnie żyć w Morzu Japońskim. Na początku tego
wieku zawleczono je do Europy. Dziś przecinają sieci żaków, wypuszczając
rybakom połów. Wchodząc w ujścia rzek ryją nory w przeciwpowodziowych
umocnieniach brzegów.

Babka bycza
konkurent dla naszych ryb.
Foto:
Krzysztof E. Skóra
Babka bycza (Neogobius melanostomus)
przedostała się tu ok. 15 lat temu. Jej domem jest rejon Morza Czarnego i
Kaspijskiego. Dziś żyje i w innych częściach Europy. W Zatoce Gdańskiej i
Zalewie Wiślanym zaczyna skutecznie blokować ekologiczną niszę gatunków
rodzimej ichtiofauny. Nie daje to zbyt wielu szans swobodnego rozrodu i rozwoju
naszym gatunkom.

"Wodna
pchła" - nowy mieszkaniec toni wodnej Bałtyku.
Nowością
w Bałtyku jest mała wioślarka. Ten paru milimetrowy organizm żyje głównie
w toni wodnej. Cercopagis pengoi
jeszcze
polskiej nazwy nie ma. Amerykanie (bo i tam się pokazała) nazywają ją
„spiny water flea” - kolczastą
wodną pchłą. Jakoś dostała się do północno-wschodniej części naszego
morza z tego samego rejonu co bycza babka. Dziś jest już i u nas – w Zalewie
Wiślanym, ujściu Wisły i Zatoce Gdańskiej. Gdy występuje masowo - wiesza się
na nitkach sieci, zatyka ich oczka, utrudnia połowy. Ułatwia to morskim prądom
znoszenie rybackich narzędzi z łowiska i ich splątanie. Wioślarki - C.pengoi,
zjadane przez ryby zajmują w ich diecie miejsce innych rodzimych organizmów.
Niestety, mając więcej chitynowego pancerzyka niż inne są pokarmem mało odżywczym.
Wypełniają wprawdzie rybi żołądek, ale nie dostarczają dostatecznie dużo
kalorii dla ich wzrostu. Ta „dieta cud” grozi, że biomasa łowionych ryb
planktonożernych będzie co raz mniejsza. A mniejsza masa połowu może oznaczać
tylko jedno - lżejszy portfel
rybaków.
Już
niedługo powstaną dokumenty międzynarodowych porozumień i konwencji
tworzonych na rzecz powstrzymania przenoszenia obcych gatunków. Ich
wprowadzenie nie obejdzie się bez kosztów. To jednak uchroni nas i morze przed
stratami znacznie większymi. US
Navy nie ucieka od problemu. Sponsoruje konferencje i badania. Nawet
najbogatszej armii świata nie stać na straty ekonomiczne wynikające z
niewiedzy.
Żywych
śmieci nie da się uprzątnąć, ale można nie śmiecić i uniknąć w ten
sposób kosztów obcowania z nimi.
Krzysztof
E.
Skóra
|