Bałtyk sadzawką Europy ?

To morze ma unikatową właściwość ewolucyjną. Jego ekologiczne cechy ukształtowały się mniej więcej w tym czasie, gdy człowiek zakładał na jego brzegach swoje pierwsze stałe siedziby przyszłej egzystencji. Morze długo żywiło i bogaciło narody go okalające. One same, dzięki niemu rozwijały się cywilizacyjnie. Dostrzeżono jednak, że ów rozwój kosztował Bałtyk utratę wielu naturalnych cech.  

Jak zatem mogło się stać, że w jednym z centrów cywilizacyjnych świata doszło do tak poważnej degradacji przyrodniczej? Czemu w miejscu, gdzie można było od dawna spodziewać się intelektualnej refleksji na ten temat i racjonalnego zapobiegania dalszym ekologicznym i ekonomicznym stratom zanotowano tak dalekie niepowodzenie? Czy winne temu były dotychczasowe systemy polityczno-ekonomiczne panujące w tej części Europy, czy bardziej ogólna (uniwersalna) hipokryzja deklaracji politycznych wyrażanych w sygnowaniu kolejnych konwencji i porozumień na rzecz ochrony zasobów tego morza i słaba ich implementacja?

 

Tak jak w XIX i XX wieku stan wioskowego stawu odzwierciedlał zwykle rodzaj i poziom agrokultury oraz sposób gospodarowania ściekami i śmieciami mieszkańców okolicznych zagród, tak Bałtyk pokazuje nieporadność ludzkiej populacji żyjącej w zlewisku tego morza.

Czy brak wiedzy to ignorancja zwykłych obywateli i ich ciał przedstawicielskich czy słaby poziom wiedzy uczonych ? Trudno znaleźć człowieka, który nie deklaruje chęci ochrony ekosystemu Bałtyku. A jednak nie potrafimy sobie poradzić z zanikaniem niektórych siedlisk w strefie brzegowej (np. zespołów brunatnic i krasnorostów, morskiej trawy, trzcinowisk), nie potrafimy ograniczyć przeławiania zasobów ryb (np. dorsza), obniżyć przyłowu gatunków chronionych (!) morskich ssaków i ptaków, ograniczyć eutrofizacji, zadbać o właściwy stan siedlisk ryb wędrownych (łososia, certy, jesiotra), zlikwidować podwodne depozyty amunicji chemicznej, ograniczyć dopływ inwazyjnych gatunków obcych. Jako ludzie - nie potrafimy.

Jeżeli w tej części Europy, tak mało mogły zdziałać (przykładowe) inicjatywy i ciała organizacyjne jak Konwencja Helsińska i jej wykonawczy komitet – HELCOM, Konwencja Gdańska i Międzynarodowa Komisja Rybołówstwa Morza Bałtyckiego, postulaty Agendy - BALTIC 21 oraz  doradztwo Międzynarodowej Rady Badań Morza to czy w innych częściach Świata można liczyć na lepsze postępowanie z przyrodą ?

 

Interwencja człowieka w ekosystem Bałtyku trwa tak długo jak długo istnieje to morze. Nadbałtycka cywilizacja ewoluuje razem z tym morzem. Są w zasadzie rówieśnikami z wyboru ewolucji biosfery tej części globu.

Od drugiej połowy XX wieku człowiek lepiej rozumiejąc funkcjonowanie ekosystemów morskich stara się dopasować do przyrodniczej wydolności ekosystemu Bałtyku (zasobów ryb konsumpcyjnych, pojemności krajobrazu linii brzegowej, przepustowości żeglugowych szlaków). Przeto słowo „interwencja” nabiera chyba innego znaczenia -  chcemy się poprawić - mniej źle interweniować (eksploatacyjnie i naprawczo).

Kusi obecny potencjał intelektualny Europy. Zasoby wiedzy „co i jak w morzu piszczy” rosną. Jednak doświadczenia z przeszłości oraz słabe umiejętności nowych i starych państw Europy spod znaku UE, w pro-przyrodniczym gospodarowaniu zasobami Morza Bałtyckiego nie napawają optymizmem, a wręcz pokazują, że nie da się wiele zrobić. Uważam, że jest potrzebna interwencja.

Musimy poprawić zarządzanie i kontrolę eksploatacji zasobów morza, zmienić gospodarowanie i zarządzanie w  strefach brzegowych rzek i ich koryt, efektywniej chronić ginące gatunki, ich siedliska i procesy ekologiczne warunkujących życie obu tych elementów ekosystemu.

Odnoszę jednak wrażenie, że głos specjalistów o konieczności interwencji w system ochrony ekosystemu Bałtyku nie odnosi społecznego ani ekologicznego skutku.

Jeżeli założyć, że wiedza ekologów jest umowną liną, która może być narzędziem pomocnym nadbałtyckim społeczeństwom w ich dalszym rozwoju (zrównoważonym), to należy zadbać o to, aby wiedziały, że chcąc wykonać pracę „linę się ciągnie, a nie pcha”. Do ozdoby może ona (ekologia nie lina) służyć zawsze. Co i obecnie ma miejsce, bo ekologia jest modna – w Europie chyba szczególnie.

Zatem potrzebna jest interwencja w ludzką percepcję – w zrozumienie stanu i sytuacji Bałtyku, gdyż ów stan, stan ekosystemu „europejskiej sadzawki” nie spełnia oczekiwań nie tylko biofilnych estetów, ale i walory przyrodnicze Bałtyku z różnych powodów zaczynają tracić na wartości ekonomicznej (!). Jedynymi w tych okolicznościach pozostają (paradoksalnie) zawodowi przyrodnicy – ekolodzy i ochroniarze przyrody. Dzięki zaistniałej sytuacji, pracy dla badaczy Bałtyku raczej nie zabraknie.

 

 

Jeśli my i obywatele innych państw nadbałtyckich zagłosujemy za wejściem do Europy – wejdzie do niej także i Bałtyk – jego woda, ryby, foki i ptaki  – prawie cała bałtycka przyroda. Za granicą Unii pozostanie fauna i flora akwenów Obwodu Kaliningradzkiego i okolic St. Petersburga. Zatem kończą się u nas czasy zrzucania winy za stan środowiska na były ustrój społeczno-polityczny ... . Może głosując 7 i 8 czerwca na TAK dajemy szansę odnowie życia biologicznego Bałtyku. Chyba warto zaryzykować ten eksperyment. Może i morze się zmieni. Będzie bardziej niebieskie? Pytanie dodatkowe to takie - czy zmienią się i nadbałtyccy ludzie ?

Krzysztof E. Skóra

<<<POWRÓT