KOMENTARZE

[1] Niestety jest to nierzetelna, i zmanipulowana informacja, łącząca różne wątki, w większości nie mające wiele wspólnego z tematem „Błękitna Wioska” poza słowem „morświn”. Informację zamieszczoną w ulotce charakteryzuje tendencyjna wybiórczość, która bagatelizuje pozytywne znaczenie tego projektu zarówno dla regionu, jak i jego mieszkańców (w tym lokalnych rybaków), a kreuje problem wyimaginowanego zagrożenia dla wszystkich użytkowników akwenu Zatoki Puckiej !  

[2] To nie jest celem projektu, a tylko jednym z dodatnich jego efektów.

[3] To także nie jest cel projektu, ale bardzo prawdopodobny jego efekt, do którego należy się w mieście (i w regionie) przygotować, m.in. od strony organizacji ruchu komunikacyjnego, ale nie tylko.

[4] I to nie jest głównym celem projektu. Jakie będą jego efekty rynkowe zależy od lokalnych przedsiębiorców i zapotrzebowania rynku. Równie atrakcyjnym, jeśli nie bardziej !, towarem mogą stać się koszulki z napisem ....  „Łowimy bezpiecznie !” 

[5] Samo posiadanie laboratorium tego nie zapewni. Wśród  „...uczelni krajów bałtyckich i na całym świecie...” nie liczy się to, kto ma jakie laboratoria, ale jakie badania tam przeprowadza i jakie uzyskuje wyniki !  Samo specjalistyczne urządzenie w postaci morskiego laboratorium stworzone ma być dla potrzeb badań ryb i ich rozrodu z zastosowaniem w projektach ......., a więc pro-rybackich. Poza tym, jako jedno z nielicznych pracujących w tak unikatowym środowisku wodnym („najsłodsze morze świata”), przyczyni się nie tylko do wzrostu atrakcyjności uczelni jako nowego warsztatu badań, ale także miasta i regionu.

[6] Do takiego stwierdzenia doprowadza autora(-ów) zarówno brak wiedzy, jak i wyobraźni. Nikt nie proponował i nie proponuje zamykania Zatoki Puckiej ani dla rybołówstwa ani dla turystyki ze względu na potrzebę ochrony morświnów. Wręcz przeciwnie ! Stacja Morska, badając od kilkunastu lat morświny i problem ich przyłowu na Zatoce Puckiej, będąc przekonaną o potrzebie ich ochrony, stara się szukać sposobów ograniczenia ich śmiertelności,  oddając priorytet lokalnemu rybołówstwu ! Najlepszy na to dowód, że żadnych ograniczeń do tej pory nie wprowadzono, a na pomysł zamknięcia Zatoki Puckiej wpadli....sami rybacy. Wszelkie propozycje rozwiązań problemu śmiertelności bałtyckich morświnów, polegające na ogólnych ograniczeniach w rybołówstwie, były i są negowane przez Stację Morską zarówno ze względu na znaczenie lokalnego rybołówstwa dla dziedzictwa kulturowego regionu, jak i na względy ekonomiczne tutejszej społeczności. Jesteśmy także przekonani, że tylko współpraca na tym polu z miejscowymi rybakami (czyli tymi, którzy faktycznie na Zatoce łowią!) może przynieść jakiekolwiek efekty. Trudno sobie poza tym wyobrazić zamknięcie portów w Gdyni, Pucku, Jastarni czy Helu.

[7] Morświny są w Polsce chronione prawem od 1984 roku. Wszędzie ! Chroni je także prawo Unii Europejskiej. Mimo, iż na Zatoce Puckiej odnotowano stosunkowo wysoką ilość śmiertelnych przypadków przyłowu morświnów w porównaniu z innymi rejonami, wciąż nie znamy skali zjawiska. Ponieważ dane jak dotąd pochodzą głównie od samych rybaków, i to tylko tych, którzy zechcieli je dostarczyć, wniosek jest prosty – śmiertelność morświnów może być w rzeczywistości tylko większa. W ciągu 10 lat dotarły do nas 22 morświny, które zginęły w sieciach na Zatoce Puckiej. Ile zginęło ich naprawdę? Ile zostało wyrzuconych za burtę? Ile zdołało sieci ominąć? Czy fakt, że wśród ofiar znalazła się  matka ciężarna i matka karmiąca, zostawiając na pewną śmierć swoje dziecko (czyli następna niepotrzebna ofiara) jest istotny dla ochrony uznanej za zagrożoną wyginięciem populacji? Tego nie wiemy na pewno. Mimo więc, iż  ochronie bałtyckich morświnów nadano najwyższy priorytet, podstawą każdych działań zmierzających do tego celu musi być racjonalność. Dlatego też Zatoka Pucka nigdy nie została objęta żadnymi zakazami, związanymi z ochroną morświnów, bo oczekiwany efekt ochronny takich regulacji byłby po pierwsze kompletnie niemierzalny – czyli bez sensu (jak policzyć ile morświnów nie wpadło w sieci, skoro nie wiemy ile ich ginie naprawdę?), po drugie niewspółmierny do ewentualnych ograniczeń i strat wynikających z tego tytułu dla różnych grup społecznych (nie tylko wymienianych stale przez autora ulotki rybaków i przedsiębiorców turystycznych. Jesteśmy jednocześnie przekonani, że zatajanie faktu istnienia i ginięcia morświnów w Bałtyku nie jest metodą, która może ochronić cokolwiek i mamy nadzieję, że zarówno rybacy, jak i lokalni politycy podzielają tę opinię. Trudno także uwierzyć, że nie jest ich wolą unikanie śmierci tych zwierząt w sieciach rybackich. Dlaczego więc brak refleksji w tym kierunku? Może zamiast powtarzać: „to nie my, winni są naukowcy” lepiej zastanowić się: „co możemy zrobić, aby pomóc tym zwierzętom”, kształtując tym samym swój przyjazny środowisku wizerunek. Ochrona przyrody jest prawnym obowiązkiem każdego obywatela i nie ogranicza się jedynie do protestów przeciwko działaniom innych. Jeśli autor uważa, iż tego prawa nie należy przestrzegać lub jest ono złe, to powinien za wszelką cenę dążyć do jego zmiany.

[8] Autor ulotki cytuje dwie publikacje o różnym charakterze. Praca pierwsza brzmi: Tiedemann i inni, 1996. Mitochondrial DNA sequence patterns of harbour porpoises (Phocoena phocoena) from the North and the Baltic Sea. Zeitschrift für Säugetierkunde 61: 104-111. Jej autorzy wykazują genetyczną odmienność morświnów bałtyckich od tych sąsiadującej populacji z Cieśnin Duńskich.  Problem ten jest omawiany w wielu innych doniesieniach naukowych, w których to autorzy doszli do podobnych wniosków, badając m.in. morfometrię czaszek, strukturę zębów czy śledząc wędrówki morświnów znakowanych satelitarnymi transmiterami. Druga z cytowanych prac analizuje skalę przyłowu morświnów w polskiej strefie Bałtyku i nie jest poświęcona odmienności naszych morświnów od innych. Wciąż pracuje się nad skolekcjonowaniem próbek tkanek morświnów z całego Bałtyku, aby tezę o ich separacji naukowo potwierdzić lub nie. Może potrwać to kilka lat lub nie zostać zrealizowanym nigdy, gdyż do rąk genetyków musi trafić materiał z kilkudziesięciu martwych morświnów. To zadanie niełatwe i dość ryzykowne, bo póki co celem jest redukcja śmiertelności tych zwierząt. Poza tym zwierząt ubywa, a część rybaków po ostatniej chybionej decyzji Rady Unii Europejskiej nr 812 o zakazie stosowania dryfujących pławnic łososiowych oraz straszona przez swoje środowisko (!) wizją zamknięcia Zatoki Puckiej (czy Gdańskiej też?) nie jest skłonna do informowania o złowionych przez siebie morświnach. Stan aktualny jest mniej więcej taki – albo możemy zrobić wspólnie coś, żeby powiększyć populację morświnów, a wtedy tolerancja dla ich śmiertelności w sieciach byłaby z punktu widzenia bezpieczeństwa przetrwania populacji większa (dopuszcza się śmiertelność 1-2% populacji), albo nie robić nic, co, zakładając ich genetyczną separację, doprowadzi do wyginięcia bałtyckich morświnów i nie przekonamy się nigdy czy ochrona morświnów miała sens i czy doprowadziliśmy do bezpowrotnego ich wyginięcia. Czy warto zatem coś zrobić w tym kierunku? Czy tylko rybacy mają tutaj prawo decyzji?  Morze jest naszym wspólnym dobrem i każdy ma prawo wyrazić swoją opinię.

[9] Można się powoływać na opinię innych, ale będzie miała ono wówczas swoją merytoryczną wagę, jeśli źródło jest fachowe dla rozstrzygania takich sporów. Nikt z obecnych pracowników MIR nie prowadził nigdy tego typu badań. Instytut ten może być wyrocznią w wielu innych kwestiach, gdyż ma ku temu wszelkie profesjonalne atrybuty. W kwestii  morskich ssaków na razie może bazować wyłącznie na publikacjach innych ośrodków.

[10- 12] Ta pewność negatywnego wpływu projektu na rybaków jest co najmniej podejrzana, jeśli nie patologiczna. Zakłada podobnie, jak cały demagogiczny tekst ulotki, fałsz o zamiarach zamykania Zatoki. Ta bzdura, którą autor próbuje sprzedać pod hasłem „rzetelnej informacji”, wywołuje refleksję – kto autorem/-ami jest i czy nie jemu/im właśnie na tym zamknięciu zależy najbardziej?! Refleksja absurdalna, ale nikt tak detalicznie pomysłu zamykania Zatoki jeszcze nie przedstawił i nie zanalizował skutków takiej decyzji. Właściwie, mimo kłamliwości podanej informacji o zamiarach zamknięcia Zatoki, nie potrzebna jest żadna polemika - autor sam w swoim długim wywodzie podaje odpowiedź ! – kto przy zdrowych zmysłach wymyśliłby takiego „samobója” dla regionu? Idea Błękitnej Wioski, jako chyba najbardziej pro-turystyczny projekt do realizacji w najbliższych latach w naszym regionie, zaprzeczałaby sama sobie wobec takich pomysłów, a stawia ona głównie/m.in. na rozwój turystyki i zachowanie lokalnych tradycji, w tym rybołówstwa. Może autor myśli, że jesienią, zimą i wczesna wiosną magnesem dla turysty a są hotel, kamping, żaglówka? . Dziś trzeba mieć atuty oryginalności aby wygrać z innymi regionami. Hotele i kempingi mają i budują wszyscy i co ... turyści są głownie w lecie. Ponadto turystyka do miejsc przyrodniczo nie zdegradowanych to może w Polsce przyszłość,  ale w innych krajach to już standard. Posiadanie w Zatoce zdrowych ryb, ptaków, ssaków morskich i unikalnej roślinności podwodnej jest lepszym atutem marketingowym niż kolorowe foldery z miejsca odpoczynku fotografowanego z lotu ptaka (gdyż z bliska coraz mniej jest rzeczy oryginalnych do pokazania). Czy autor miał czas i wolę się z nią zapoznać? Czy sam nie widzi tutaj sprzeczności? Czy „wyznawcy” autora/-ów ulotki będą mieli wolę i odwagę, żeby samemu problem przeanalizować, nie słuchając manipulowanych podpowiedzi i biorąc pod uwagę jedynie fakty, a nie komu wierzyć?

[13] Tak,  - ale - paradoksalnie - dla autora, który używając demagogicznych argumentów przeciwstawia go ludziom. Czy helskie foki pomagają ludziom, czy czynią im nieodwracalną krzywdę?

[14] Morświny zamieszkują wyłącznie wody przybrzeżne północnej części naszego globu. W każdym miejscu żyje oddzielna populacja dla której stosuje się odmienne sposoby ochrony. Najbardziej radykalne właśnie na Morzu Północnym, gdzie ostatnio, po konsultacjach z rybakami, stworzono rezerwat dla morświnów. Autor prawdopodobnie nie wie lub też świadomie przemilcza fakt, że ilość morświnów nie jest jedynym parametrem oceny stanu ich zasobów. Ważniejsze jest np. tempo ich śmiertelności. Dlatego na Morzu Północnym, gdzie żyje ok. 300 tys. morświnów, a ginie ich dziennie po kilkadziesiąt (w polskich wodach minimalnie 4-6 rocznie na ok. 600 żyjących w Bałtyku), wprowadzono uzgodnione sposoby ich ochrony, które są powszechnie przestrzegane. To, że morświnów jest w M. Północnym setki tysięcy, nie ma niestety żadnego wpływu na populację Bałtycką. Badania ich wędrówek za pomocą nadajników satelitarnych wykazują, że nawet nie wpływają na Bałtyk, a co dopiero mówić o zasilaniu populacji !

[15] Ochrona przyrody nie została stworzona dla naukowców, ale dla przetrwania gatunku ludzkiego, czego warunkiem koniecznym jest zdrowe, zasobne i bioróżnorodne środowisko. To, co wg autora/-ów „zyska” grupa naukowców, to wiedza, którą będzie można zastosować przy opracowaniu takiej technologii ochrony, która nie będzie eliminować rybołówstwa, a ono samo nie będzie szkodzić morświnom. Ośrodek helski ma także inne zadanie (bez naukowców się nie da) polegające na przekonaniu reszty społeczeństwa do spraw morskich  i czynienia stosownych nakładów w budżecie państwa na problemy, które dotykają m.in. rybaków.  Sabotowanie prac naukowych (do czego najwyraźniej dąży autor/-rzy) może doprowadzić do tego, iż w przypadku, gdy radykalizm „pseudo-ochroniarzy” w społeczeństwie zwycięży, rybacy zostaną osamotnieni i bezradni wobec braku naukowych argumentów.

[16] Typowa manipulacja tekstem – połączenie Zatoki Puckiej i Gdańskiej z zamykanymi „sektorami”. Skojarzenie zbyt wprost i zbyt łatwe do zdemaskowania. Wystarczy wysłuchać całego wywiadu, w którym nie ma mowy ani o jednej ani o drugiej Zatoce. Wywiad zamieszczony jest także na stronie Stacji Morskiej pod adresem www.hel.univ.gda.pl  w katalogu „Życie Bałtyku” - ZOOPTIKON razem z innymi audycjami na temat życia morza.

[17] Skąd autor/-rzy ulotki o tym wiedzą? Tak naprawdę to można byłoby coś stwierdzić dopiero po zbadaniu problemu. Uczciwość piszącego nakazywać powinna, że wiemy to dzięki publikacji pracowników Stacji Morskiej (Skóra K.E., Kuklik I 2003., Bycatch as a potential threat to harbour porpoises (Phocoena phocoena L.) in Polish Baltic Waters . NAMMCO Sci.Pub. 5: 303-315). Zakaz unijny wprowadzili sami urzędnicy z rybołówstwa. Liderzy naszych rybaków wówczas wbili swoim kolegom samobójczego gola tłumacząc polskim politykom, że morświny w Polsce nie żyją. Ci, zamiast wziąć do Brukseli ze sobą fakty z w/w publikacji, wzięli nieprawdziwe informacje pozbawiając się całkowicie szans w negocjacjach. W ówczesnym komunikacie z posiedzenia Rady Ministrów, podkreślono, że "(...) brak wiarygodnej informacji o występowaniu populacji morświnów w wodach tradycyjnie eksploatowanych przez polskich rybaków, a tym bardziej informacji o śmiertelnych połowach tych waleni”(...), co w świetle opublikowanych 2 lata wcześniej danych o przyłowie stają się wręcz śmieszne. Kto nie wierzy niech sprawdzi w archiwum z posiedzeń KRM RP w Internecie [www.kprm.gov.pl/1937_13104.htm].

[18] O, rzetelności ! ASCOBANS nie jest organizacją, do której można się zapisać, ale specjalnym porozumieniem rządów w ramach Konwencji Bońskiej. Mocą podpisu Prezydenta RP Lecha Wałęsy i Ministra Spraw Zagranicznych RP Wł. Bartoszewskiego  Stroną Porozumienia jest Polska , a nie dwoje naukowców ! Z ramienia Ministerstwa Środowiska, które jest odpowiedzialne za wdrażanie zaleceń Porozumienia, konsultantami, a nie przedstawicielami Polski, są K.E.Skóra i I.Kuklik. Ministerstwo Rolnictwa, które rutynowo zapraszane jest na wszystkie spotkania, rzadko delegowało swojego przedstawiciela.

[19] Z tego, co nam wiadomo ciała doradcze ASCOBANS nie opiniowały tego rozporządzenia. Co więcej, jako uczestnicy tego ciała doradczego, które zwie się formalnie Komitetem Doradczym, wyraziliśmy swój sprzeciw wobec wprowadzenia tego zakazu podczas 11-tego spotkania tegoż Komitetu w Jastrzębiej Górze w kwietniu 2004 roku, gdzie mimo niezwykle licznego, jak na spotkania tego gremium, przedstawicielstwa sektora polskiego rybołówstwa (Ministerstwo Rolnictwa, MIR, polski reprezentant Baltic Fishermen`s Association) nie otrzymaliśmy żadnego poparcia z ich strony ! Pytanie - kiedy byli oni przeciw? Kiedy można być bardziej przeciw, jeśli nie na spotkaniu obwinianego o całe zło ASCOBANSu ? Czyżby w kuluarowych rozmowach, które oficjalnie nie wychodzą na światło dzienne? Na każdym posiedzeniu Komitetu Doradczego ASCOBANS są obecni przedstawiciele rybołówstwa różnych krajów i zabierają głos. Warto chyba w tym miejscu dodać, że wszelkie zakazy i regulacje w rybołówstwie europejskim są uzgadniane i ustalane przez odpowiednich przedstawicieli Ministerstw Rolnictwa unijnych państw, a więc tych, dla których interesy rybołówstwa powinny być najważniejsze. To oni i ich umiejętność negocjacji, w tym dobór argumentów, decydują i decydować będą o losach rybołówstwa.  

[20] O jaki cel autorowi/-om chodzi? Słowo bezkompromisowość brzmi groźnie. Ta postawa jest nam nieobca, głównie jeśli chodzi o konfrontację i walkę z osobami, które kłamią i bezpodstawnie pomawiają, ale nie tylko. Czy kariera ma nas, pracowników nauki, zdezawuować w oczach czytelnika? Karierę w nauce robi się wówczas, gdy jest się rzetelnym w badaniach i komentowaniu faktów, bez względu na interes jakiejkolwiek grupy społecznej, bez mieszania w to interesów politycznych. Nie mierzy się naukowca miarką zrealizowanych inwestycji. Autor tej ulotki jest anonimowy prawdopodobnie dla większości jej czytelników, także dla nas. Znają go/ich jednak jego/ich koledzy. Wśród nich zapewne robi karierę jako „bezkompromi-sowy obrońca”, umiejący napisać demagogiczną i kłamliwą ulotkę. Niestety, jego fundamentalnymi przymiotami jest niekompetencja i kłamliwość. Czy dlatego jest to ulotka anonimowa?

<<<Ulotka

<<<Aktualności