Dramat
małej foki
Rankiem 10 lipca
2006 roku otrzymaliśmy zgłoszenie o znalezieniu małej foki na terenie
budowy morskiego terminalu kontenerowego w Porcie Północnym w Gdańsku.
Foka była ranna w tylną płetwę, ale żyła. Rana, jak nam powiedziano,
była prawdopodobnie skutkiem kolizji z łodzią. Pracownicy budowy słyszeli
jak foka głośno płacze a przy próbie podejścia do niej nie ucieka, lecz
stara się również zbliżyć do ludzi. To nietypowe dla dzikiego zwierzęcia
zachowanie świadczyło o silnym bólu i osłabieniu.
Nasza ekipa w
czteroosobowym składzie wyruszyła niezwłocznie. Na miejsce, pokonawszy
zakorkowaną trasę z Helu do Gdańska, docieramy około godziny 13-tej. Z
nieba leje się żar, szczególnie odczuwalny na piaszczystym terenie
budowy. Foki na brzegu nie zastajemy. Podobno weszła do wody jeszcze rano,
gdy pracownicy rozpoczęli pracę ciężkim sprzętem.
Biorąc pod uwagę
jej stan mamy nadzieję, że wyszła jednak na ląd gdzieś w pobliżu.
Przez kolejną godzinę, zaopatrzeni w lornetkę oraz ochronne kamizelki i
kaski, patrolujemy należącą do terenu budowy linię brzegową. Nie
natrafiamy na żaden ślad zwierzęcia.
W
międzyczasie otrzymujemy informację, że fokę widzieli pracownicy pogłębiarki
„Łęgowski”. Krążyła w basenie terminalu pomiędzy pogłębiarką a
znajdującym się nieopodal pirsem, około 1,5 km od brzegu. Pracownicy
budowy organizują dla nas należącą do przedsiębiorstwa „AQUAMOR” łódź
motorową z dwuosobową załogą. Wszyscy czworo przenosimy się na łódkę.
Wieje wiatr, stan morza 3-4 B.
Pole
obserwacyjne dzielimy na cztery sektory, po jednym na każdego z nas.
Bacznie wpatrujemy się w powierzchnię, zwłaszcza w pobliżu wszystkich
elementów wystających ponad wodę, licząc na to, że osłabione, ranne
zwierzę będzie szukać miejsc choć trochę osłoniętych od fal i wiatru.
Po drodze łączymy się z „Łęgowskim” pytając o fokę. Odpowiadają,
że nie widzieli jej już od dłuższego czasu. Opływamy cały należący
do budowy basen, podpływamy też blisko plaż, zakopując się niemal w
piasku. Nigdzie ani śladu zwierzaka. Na łódce kończy się paliwo i
kapitan, pan Mirosław, zarządza odwrót. W drodze powrotnej przepływamy
obok niemieckiej platformy budowlanej „ODIN” i tuż przy jej burcie
nagle - jest!
![](../../images/malafoczkalipiec4.jpg)
Wszyscy
na raz dostrzegamy maleńki pyszczek wystający nad wodę. Ostrożnie podpływamy
w pobliże platformy. Zaciśnięte do tej pory oczka otwierają się i
zwierzę patrzy na nas, ale wcale nie ucieka. Jesteśmy mniej niż 5 metrów
przed nim. Oceniamy, że to urodzony w tym roku samczyk należący do
gatunku foka szara (Halichoerus
grypus). Wydaje
się strasznie maleńki, wręcz zbyt mały jak na swój wiek. Podpływamy
bliżej, niebezpiecznie blisko platformy i choć część z nas wobec
napierających fal usiłuje desperacko odepchnąć naszą łódkę od jej
burty, to teraz bez znaczenia. Nikt też nie myśli o robieniu zdjęć, choć
aparat zabraliśmy na pokład. Całą uwagę koncentrujemy na tym, by znaleźć
sposób na wyciągnięcie foki z wody. Mamy do dyspozycji jedynie siatkowe
nosze, których używamy do łapania zwierząt na lądzie.
Foka
jest tuż przy naszej burcie. Wyraźnie widzimy rozległą ranę nad prawą
tylną płetwą. Zanurzamy wolno nosze trzymając je z dwóch stron. Spłoszone
zwierzę decyduje się odpłynąć kilka metrów dalej. Robi to bardzo
powoli, starając się utrzymywać na powierzchni wody. Próbujemy podpłynąć
z noszami jeszcze raz. Sytuacja się powtarza i zwierzę odpływa o kolejne
kilka metrów. Pytamy obserwujących nasze wysiłki pracowników platformy o
sieci rybackie lub podbierak, którymi moglibyśmy wyłowić fokę. Nic
takiego nie mają na pokładzie.
![](../../images/malafoczkalipiec5.jpg)
Zmieniamy
taktykę. Robimy pętlę z liny żeglarskiej i po ponownym podejściu do
foki próbujemy założyć jej to „lasso” ostrożnie na szyję, by znowu
nie odpłynęła. Wówczas łatwiej było by nam umieścić zwierzę w
noszach. Zarzucamy pętlę, foka jednak chwyta ją w pyszczek i wypluwa,
pokazując groźnie malutkie ząbki i cicho warcząc, po czym znowu odpływa
kawałek dalej.
W
międzyczasie dołącza do nas większa motorówka z pracownikami „ODIN”-a.
Niemcy widząc naszą walkę z falami także postanawiają pomóc.
Przesiadamy się na drugą jednostkę z lepszym (ale i głośniejszym,
niestety) silnikiem i próbujemy ponownego podejścia. Tym razem foczka nie
czeka i odpływa już w momencie, gdy zbliżamy się na około 2 metry.
Widzimy jak niezwykle wolno nurkuje, zupełnie jak na zwolnionym filmie, i z
jakim trudem łapie oddech po wynurzeniu, kilkanaście metrów dalej. Jest
bardzo wyczerpana. Rozumiemy, że czasu mamy mało. Próbujemy podejścia
raz jeszcze i gdy zwierzę ponownie ucieka, rezygnujemy. W tym stanie jego
każdy dodatkowy wysiłek może oznaczać śmierć. Wracamy na pokład
„AQUAMOR”-a.
Kapitan
zgłasza, że paliwo jest prawie na wyczerpaniu, my zaś nie mamy właściwego
sprzętu. Podejmujemy decyzję o powrocie na brzeg, prosząc równocześnie
pomagających nam Niemców, by w miarę możliwości obserwowali pozycję
foki. Zamierzamy wrócić tu jak najszybciej.
Docieramy na plażę
terenu budowy tuż po 15-tej. Wszyscy pracownicy budowlani skończyli już
pracę, podobnie jak nasz kapitan ze swym pomocnikiem, panem Marianem. Obaj
jednak zgadzają się, by zostać i wraz z nami podjąć akcję raz jeszcze.
Jedziemy do centrum Gdańska zakupić paliwo do łódki oraz potrzebny nam
sprzęt. Około 17-tej jesteśmy przy terminalu węglowym Portu Północnego,
gdzie czeka nasz kapitan wraz z łodzią.
Znowu wypływamy
w kierunku „ODIN”-a. Wiatr się wzmógł, fale są wysokie, stan morza
około 5 B. Zalewa nas woda i w ciągu kilku minut wszyscy jesteśmy zupełnie
mokrzy. Nie zwracamy na to najmniejszej uwagi. Uzbrojeni w świeżo
zakupiony podbierak mamy wciąż nadzieję, że uda się nam pomóc foce.
Dzwonimy do Niemców
na platformie z zapytaniem, czy foka nadal jest w ich pobliżu. Odpowiadają,
że po naszym odpłynięciu nie widzieli jej więcej. Poszukiwania musimy
zatem rozpocząć od początku.
Bierzemy pod uwagę
siłę wiatru i kierunek fal próbując ocenić, gdzie nasza foka może
znajdować się w tej chwili. Ponownie penetrujemy baseny terminalu oraz
okoliczne plaże. Fale są wysokie. Biorąc pod uwagę jak malutkiego zwierzęcia
szukamy w tych warunkach, zdajemy sobie sprawę, iż mamy nikłe szanse na
jego znalezienie. Po godzinie uznajemy, że dalsze prowadzenie poszukiwań z
wody nie ma sensu. W tym momencie odbieramy telefon z informacją, że mała,
ranna foka wyszła na plażę na kąpielisku w Gdańsku-Stogach. To jakieś
1,5 do 2 kilometrów dalej od obszaru dotychczasowych poszukiwań.
Natychmiast zawracamy do portu i przesiadamy się do naszego samochodu. Jest
po 18-tej.
Jak najprędzej
jedziemy na kąpielisko. Docieramy do wskazanego miejsca, 400 metrów od głównego
wejścia w lewo. Foki nie ma. Plażowicze, którzy ją obserwowali zgłaszają
nam, że ponad pół godziny wcześniej weszła do wody, wystraszona
polewaniem wodą i bliskością ludzi, którzy przyszli ją obejrzeć.
Wiemy, że chciano jej w ten sposób pomóc, ale
przez nieświadomość postąpiono dokładnie odwrotnie niż należało
w tej sytuacji. Zapędzono ją z powrotem w morze, z którym w jej stanie
nie miała siły walczyć. Nasz całodzienny trud na nic się nie przydał.
Jesteśmy zrozpaczeni.
Ponieważ niebo
zaczęło się mocno chmurzyć a wiatr wzmógł się jeszcze bardziej, plażowicze
pomału opuszczają kąpielisko. Mamy nadzieję, że fale ponownie zepchną
naszą fokę na piasek gdzieś w pobliżu. Rozstawiamy się więc wzdłuż
plaży i obserwujemy morze i brzeg. W międzyczasie rozmawiamy też z
ratownikiem, który zgłosił obecność foki. Około godziny 20-tej
rezygnujemy z dalszych obserwacji. Niebo się zachmurzyło, pomału zapada
zmrok. Jesteśmy przemoknięci i zziębnięci od wiatru. Pozostawiamy
ratownikom numery telefonów z prośbą o kontakt, jeśli tylko foka pojawi
się znowu. Zrezygnowani wracamy do Helu. Przez całą drogę przed oczami
mamy obraz małego, cierpiącego stworzenia walczącego o przetrwanie gdzieś
wśród fal. Jeśli w ogóle jeszcze walczy...
Dzień 11 lipca
rozpoczynamy od telefonów do pani Sylwii z terenu budowy terminalu
morskiego w Porcie Północnym oraz do bazy ratowników na kąpielisku w Gdańsku
Stogach. Nikt nie ma wieści o foce. Cały dzień żyjemy nadzieją, że może
jednak ktoś się odezwie.
Wieczorem do
Stacji Morskiej dzwoni biuro ochrony ratowników na kąpielisku Stogi. W
pobliżu kąpieliska znaleziono małą, ranną fokę. Foka jest martwa.
![](../../images/malafoczkalipiec6.jpg)
Następnego dnia,
12 lipca, przywozimy małe, wychudzone ciałko do Stacji. Waży zaledwie 19
kg. Foki w jej wieku osiągają już masę 50-60 kg. Nasada prawej tylnej płetwy
jest od góry rozcięta, z rany wystaje złamana kość.
Możemy się
tylko domyślać ile to małe zwierzę musiało wycierpieć, zanim skończyło
życie. I wciąż możemy mieć nadzieję, że my, ludzie, zaczniemy
wreszcie sprawiedliwiej dzielić się środowiskiem z dzikimi zwierzętami.
Tekst:
Joanna Skeris-Gruchal
Ilustracje:
Monika Kuropatnicka-Marciniak
Stacja
Morska Uniwersytetu Gdańskiego w Helu bardzo dziękuje wszystkim
osobom zaangażowanym w niesienie pomocy foce w trakcie prowadzonej przez
nas akcji:
-
Pracownikom Morskiego Terminalu
Kontenerowego w Budowie w Porcie Północnym w Gdańsku, a w szczególności
pani Sylwii Lewińskiej, która zawiadomiła nas o foce i niosła wszelką
pomoc na terenie budowy;
-
Przedsiębiorstwu Prac Podwodnych
AQUAMOR za udostępnienie łodzi motorowej, szczególnie zaś panu Mirosławowi
Rymszy, kapitanowi łodzi oraz panu Marianowi Krampowi, którzy nie bacząc
na trudne warunki i poświęcany czas walczyli wraz z nami o uratowanie
zwierzęcia;
-
Pracownikom platformy budowlanej „ODIN”
z Hamburga za koleżeńską pomoc na morzu i użyczenie miejsca na łodzi.
Bez wszystkich Państwa, w większości
anonimowych osób naszej akcji by nie było. Dziękujemy za okazaną wrażliwość!
O tym jak zachować się podczas spotkania z
foką na plaży informujemy na naszej stronie internetowej:
CAŁODOBOWE
TELEFONY RATUNKOWE:
(telefony
pod które prosimy zgłaszać wszelkie informacje o zaobserwowaniu, złowieniu
lub znalezieniu morskich ssaków – fok, morświnów, delfinów)
0
601- 88-99-40
lub
0
58 - 675-08-36
|