(29-07-2003,  17:52)

GAZETA WYBORCZA (przedruk)

Czy nasze morze znów zaroi się od morświnów?

Autor. Andrzej Hołdys

Bałtyk jest ostatnim morzem gdzie wciąż używane są pławnice - wielkie dryfujące sieci, w które wpada wszystko co pływa - ryby, ptaki i morskie ssaki. Komisja Europejska właśnie ogłosiła, że chce ich zakazać.

Na Bałtyku pławnice są powszechnie używane przez rybaków poławiających łososie. Jedna sieć ma długość około 40 metrów, ale na kuter można ich zabrać nawet kilkaset i w razie potrzeby łączyć w zestawy liczące ponad 20 kilometrów. Górna krawędź takiego zestawu unosi się na powierzchni morza, a dolna, obciążona ciężarkami, jest zanurzona w wodzie. Ta olbrzymia ściana sznurków jest swobodnie zawieszona w toni morskiej i, dryfując, zagarnia po drodze wszystko, co do niej wpadnie. Uczeni oraz przedstawiciele organizacji ekologicznych ostrzegają, że pławnice stanowią śmiertelną pułapkę dla delfinów i innych małych waleni, a także dla ptactwa morskiego. Dlatego na świecie nie używa się już takich "ścian śmierci", zastępując je innym sprzętem. Bałtyk jest pod tym względem skansenem. Unia postanowiła to zmienić. Nie od razu, lecz od 2007 roku. Wcześniej proponuje stopniowe zaostrzenie przepisów.

Ostatnie takie morze

Iwona Kuklik ze Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego na Helu twierdzi jednak, że na Bałtyku pławnice nie stanowią wielkiego zagrożenia dla waleni.  W ciągu ostatnich 15 lat nie zarejestrowaliśmy ani jednego przypadku zaplątania się morświna w pławnicę. To dlatego, że jedyni w naszym morzu reprezentanci tej grupy zwierząt - morświny - żerują w wodach przybrzeżnych. A tam jest za płytko na stosowanie dryfujących sieci. Wprowadzenie zakazu ich stosowania prawdopodobnie nie wpłynie więc znacząco na poprawę sytuacji morświnów. Na Bałtyku giną one w inny sposób – zauważa.

Jej zdaniem, dla morświnów bałtyckich o wiele groźniejsze są małe sieci ustawiane na płytkich wodach w pobliżu brzegów. - To są dla nich prawdziwe pułapki. Na całym naszym wybrzeżu ginie w takich sieciach pięć-sześć waleni rocznie. Połowa z tego przypada na Zatokę Pucką – informuje.

Łososi żal

Zdecydowanymi przeciwnikami stosowania pławnic na Bałtyku są działacze ekologiczni. - Wspólnie z innymi organizacjami postulowaliśmy, aby zakaz używania długich dryfujących sieci obowiązywał już od 2002 roku - mówi Piotr Gruszka z Federacji Zielonych "Gaja". Przyznaje on, że taka decyzja uderzyłaby w ekonomiczne podstawy bytu wielu rybaków, ale podkreśla, że wcześniej czy później i tak trzeba będzie rozwiązać problem przełowienia Bałtyku. - Im dłużej się go odwleka, tym gorzej. Zasoby wielu gatunków ryb są już na wyczerpaniu i to uderza w samych rybaków, którzy niedługo nie będą mieli co łowić - mówi.

Gruszka zwraca też uwagę, że pławnice są groźne dla dzikich populacji łososi, które żyją w Bałtyku i odbywają tarło w jego dopływach. - W naszym morzu zdecydowanie przeważają dziś łososie pochodzące z hodowli, tylko jeden na pięć urodził się w naturalnych warunkach. Długie sieci zaczęto masowo wykorzystywać do wyławiania tych ryb na otwartym morzu. Przedtem bowiem chwytano je przy brzegu, kiedy wracały na tarło. Jednak osobniki pochodzące z hodowli nie wracają do rzek, bo nie znają miejsc swego urodzenia. Łowi się je więc masowo pławnicami na otwartym morzu, przy okazji wyłapując także łososie z dziko żyjących populacji. Tym ostatnim grozi stopniowe wyginięcie - tłumaczy Gruszka.

Powątpiewa on również w to, że na otwartym morzu nie zdarzają się przypadki schwytania morświna: - Ile ich wpadło w sieci, tak naprawdę nie wiemy. Nie ma na ten temat danych, ale takie zdarzenia nie muszą być przecież zgłaszane.

A kto pomyśli o rybakach?

Co na to wszystko ci, których propozycja unijna może najbardziej zaboleć - rybacy? - To polityka, a nie ochrona środowiska. Gdyby Unia chciała chronić Bałtyk, nie zgodziłaby się na to, by duże zagraniczne trawlery wyławiały z niego wszystko i przerabiały na mączkę rybną. To one są przyczyną przełowienia niektórych gatunków, na przykład dorsza, a nie my. Tymczasem tu Unia zasłania się Wspólną Polityką Rolną, nam zaś równocześnie zakazuje używania pławnic. Bez tych sieci wielu rybaków zbankrutuje, a nie słyszałem o żadnym programie osłonowym dla nich - mówi Maciej Dlouhy, prezes Krajowej Izby Rybackiej.

W połowach za pomocą pławnic specjalizuje się obecnie około 60 rybaków - głównie z Jastarni, Ustki, Helu i Darłowa. Następnych 60 dopiero próbuje swych sił w "łososiowym" biznesie. - Co roku do morza wpuszczamy około 300 tys. młodych łososi. Jedna piąta z nich dożywa dorosłości. A my wyławiamy - taki mamy limit - 27 tysięcy. I kto tu mówi o przełowieniu tego gatunku? Łososi w Bałtyku jest coraz więcej - mówi Dlouhy.

Dlouhy, który sam odławia łososie, lecz - jak mówi - powoli wycofuje się z branży, zaprzecza, jakoby rybacy nie byli skłonni do rozmów. Twierdzi, że mają oni kompromisowe propozycje i próbują je prezentować, lecz są lekceważeni. Jakie są to pomysły? - Sensowne wydaje się pewne ograniczenie długości pławnic. Można też wydzielić na Bałtyku strefy ochronne, gdzie obowiązywałby zakaz połowów. Nie wolno jednak zakazywać wszystkiego, bo wtedy będziemy mieli morze pełne ryb, ptaków i morświnów, lecz znikną z niego rybacy - irytuje się. 

O morświnach - podobnie jak o kormoranach - mówi, że jest to "plaga": - Bardzo lubią wyjadać łososie z sieci. Na 100 złowionych ryb 70 jest przez nie poobgryzanych. Są przy tym bardzo wybredne. Wybierają najlepsze kąski.

Propozycja przedstawiona kilka dni temu przez Komisję Europejską przewiduje stopniowo:

1/ ograniczenie długości pławnic do 2,5 km;

2/ wprowadzenie obowiązku montowania na sieciach tzw. odstraszaczy akustycznych, które płoszyłyby walenie;

3/ zagwarantowanie udziału w połowach specjalnych obserwatorów.

Począwszy od 2007 roku, pławnice zostałyby całkowicie wyjęte spod prawa. Podobny zakaz obowiązuje już od ubiegłego roku na atlantyckich wodach Unii Europejskiej.

Plan dla Bałtyku muszą jeszcze zaakceptować przedstawiciele poszczególnych krajów oraz Parlament Europejski.

Komentuje dr Krzysztof Skóra ze Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego:

"Przygotowany przy naszym udziale program ratowania bałtyckich morświnów nie jest tak radykalny jak propozycja Unii Europejskiej. Nie trzeba zaraz sięgać po najbardziej bolesne środki. Najpierw warto sprawdzić, czy nie wystarczy zastosowanie tych łagodniejszych - na przykład samych tylko odstraszaczy akustycznych. Jeden z pomysłów polega na odcięciu Zatoki Puckiej od reszty morza "brzęczykami" umieszczonymi na bojach.

Wprowadzenie całkowitego zakazu używania pławnic jest krokiem drastycznym i pociągającym za sobą skutki finansowe takie jak wypłaty odszkodowań dla rybaków. Nie można przecież ratować zwierząt kosztem ludzi. Ale i sami rybacy muszą wziąć odpowiedzialność za ochronę morskich ssaków. We własnym interesie. Świat nie akceptuje już niehumanitarnych połowów. Tymczasem często przyjmują oni postawę: "nie, bo nie". Ich milczenie i niechęć do jakichkolwiek zmian wywołują z kolei skrajną reakcję organizacji ekologicznych. Chcą one natychmiastowego wprowadzenia zakazu stosowania pławnic. Byłoby najlepiej, gdyby obie strony spotkały się przy jednym stole i wysłuchały swoich racji, a także argumentów naukowców. Ortodoksyjne postawy nie służą małym bałtyckim waleniom".

<<<POWRÓT