Artykuł
został opublikowany w "Dzienniku Bałtyckim" z 19 grudnia 2006r.
Ginące
gatunki. Według opinii międzynarodowych ekspertów, populacja bałtyckich
waleni jest bliska wyginięcia.
Czy ocalimy
bałtyckie morświny?
Grażyna Antoniewicz
Morświn to
jedyny waleń, który zdołał zadomowić się na stałe w Bałtyku. Skryty
tryb życia tych bałtyckich „delfinów”, a także rzadkość ich występowania
sprawiają, że nie zwykle trudno jest prowadzić ich obserwację. Jest to
także duże utrudnienie dla działań mających na celu ochronę morświnów,
do czego Polskę zobowiązują międzynarodowe porozumienia i konwencje.
Należą do
najmniejszych i najkrócej żyjących waleni. Dożywają średnio szesnastu
lat. Osiągają około metra siedemdziesięciu centymetrów długości. Wśród
waleni wydają na świat najmniej potomstwa – jedno młode co dwa lata.
Bliski
wyginięcia
Według danych
Morskiego Urzędu Rybackiego, jeszcze w latach 20. i 30. ubiegłego wieku
polscy rybacy na niewielkim skrawku Bałtyku, ograniczonym do wód Zatoki
Gdańskiej, łowili po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset morświnów rocznie.
Od ponad sześćdziesięciu lat, gdy polska część Bałtyku sięga od Świnoujścia
po Piaski, morświny widywane są bardzo rzadko, stąd także niewielka ich
ilość trafia w rybackie sieci. W ciągu ostatnich 15 lat otrzymywano średnio
zaledwie pięć takich informacji rocznie. Trudno określić, ile ich w Bałtyku
zostało? Na podstawie szacunków wykonanych dziesięć lat temu przyjmuje
się, że wówczas było ich około sześciuset.
Znajdowane na
brzegu martwe walenie, raporty o zaplątywaniu się ich w rybackie sieci
oraz rzadkie obserwacje żywych osobników i hydroakustyczne zapisy
wydawanych przez nie podwodnych dźwięków świadczą, że jedyny bałtycki
waleń wciąż jeszcze żyje w naszym morzu. Choć, według opinii międzynarodowych
ekspertów, populacja ta jest bliska wyginięcia.
![](../images/morswin01.jpg)
Morświny
osiągają około metra siedemdziesięciu centymetrów długości.
Fot.
Krzysztof E. Skóra
Analizy
i badania
Polska zobowiązana
jest do ochrony morświnów. Tak wynika między innymi z podpisanego
porozumienia ASCOBANS – O ochronie małych waleni Bałtyku i Morza Północnego.
Wiąże się z tym obowiązek zapobiegania ich śmiertelności, wymiany
informacji na temat obserwowanych morświnów oraz prowadzenia badań.
Morświny pochodzące
z tak zwanego przyłowu, czyli przypadkowego złowienia w sieć rybacką,
lub znalezione na plaży martwe osobniki, trafiają do Stacji Morskiej
Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie poddawane są badaniom przewidzianym międzynarodowymi
standardami. Wykonywane są pomiary ciał morświnów, pobierane próbki
tkanek i przeprowadzana ocena kondycji analizowanych zwierząt. Część
pozyskanych próbek wysyłana jest do zagranicznych ośrodków badawczych,
dysponujących odpowiednim doświadczeniem i sprzętem do prowadzenia
analiz. Ta współpraca służy utrzymaniu jednorodności stosowanych metod
badawczych i interpretacji otrzymanych danych np. z zakresu genetyki,
poziomu zanieczyszczeń czy oceny wieku.
Żadnych
zgłoszeń od rybaków
Od końca lat 80.
w Stacji Morskiej zbadano już 90 ciał tych małych waleni, z których większość
pochodziła z przyłowu. Dzięki dokonanym analizom udało się zebrać
szeroką wiedzę na temat tych rzadkich zwierząt i, przy tej okazji, również
określić zagrożenia, które powodują ich śmiertelność. Rok 2006 był
pierwszym od wielu lat, kiedy Stacja Morska nie otrzymała żadnej
informacji o przyłowie morświna. Czyżby przestały wpadać w sieci? Chyba
nie. Być może rybacy zaprzestali zgłaszać takie przypadki, obawiając się,
że ich raporty stanowiły przyczynę unijnego zakazu używania na Bałtyku
od 2008 roku parokilometrowych dryfujących pławnic, podstawowego dla nich
narzędzia do połowów łososi i troci. Sieci te w innych krajach są dla
morświnów śmiertelnymi pułapkami. W Polsce łowi się nimi bardzo daleko
od brzegu, tam gdzie morświny niechętnie bywają i zapewne dlatego takich
przypadków nasi rybacy jeszcze nie zgłaszali.
Niepokoje rybaków
w opinii naukowców są nieuzasadnione. Opracowane przez helską placówkę
dane o przyłowie morświnów są merytorycznym argumentem przeciwko
wprowadzeniu tego zakazu na polskich łowiskach łososi. Nie wykorzystali
tej wiedzy polscy reprezentanci na forum Unii Europejskiej, którzy wbrew
faktom argumentowali, że morświny w polskich wodach nie żyją, a tym
bardziej nie giną.
![](../images/morswin02.jpg)
Wśród
waleni morświny wydają na świat
najmniej
potomstwa - jedno młode co dwa lata.
Fot.
Krzysztof E. Skóra
Obowiązek
ochrony
W laboratoriach
naukowców - ekologów morza prowadzone są działania i znajdują się
dane, które pokazują, jak można równocześnie chronić przyrodę i życiowe
potrzeby człowieka. I należy żałować, że ich wiedza nie jest brana pod
uwagę w obradach gremiów, podejmujących decyzje dotyczące rybołówstwa.
Obowiązek
ochrony zagrożonych gatunków dyktuje wszystkim polskie i międzynarodowe
prawo. Są jednak grupy społeczne, które mogą zrobić więcej niż inne.
W przypadku morświnów to nie ekolodzy, ale rybacy i specjaliści od rybołówstwa
powinni zaproponować, jak i czym łowić, aby w Bałtyku nadal one żyły.
Warto skorzystać z doświadczeń innych krajów, gdzie rybacy i przetwórcy
już dawno zrozumieli, że dbałość o zasoby przyrody należy do ich
interesów. Dziś mało kto kupuje tam ryby, których połów powoduje śmierć
morskich ssaków. Wizerunek delfina na opakowaniu i kilka słów wyjaśnienia
informują konsumenta o przyjaznej metodzie połowu, zapewniając zbyt ryb z
danego akwenu. I tak będzie w rejonie Bałtyku.
|