Rybaków
czekają wielkie kontrole
Bałtyckie
morświny
- wspólna sprawa
W
przyszłym tygodniu zaczyna się wielka akcja kontrolowania połowów
polskich rybaków. Obserwatorzy sprawdzą, czy w ich sieciach nie ma morświnów.
W
ten sposób Polacy chcą przekonać urzędników unijnych, że błędem jest
wprowadzenie zakazu stosowania dryfujących sieci do połowu łososi. Zakaz
poławiana ryb takimi sieciami chce wprowadzić od 2008 roku Komisja
Europejska. Urzędnicy twierdzą, że w sieciach giną morświny. Polscy
rybacy twierdzą, że to nieprawda. Kontrola sieci ma rozstrzygnąć, kto ma
rację.
-
Na przeprowadzenie programu rząd przyznał 230 tysięcy złotych z rezerwy
budżetowej - zapewnia Stanisław Podlewski, dyrektor Departamentu Rybołówstwa
w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. - Organizacją badań zajmie się
Morski Instytut Rybacki z Gdyni. Na początku na kutrach będzie pracowało
pięciu obserwatorów. Do końca roku będzie ich dziesięciu.
Na
razie pieniędzy wystarczy do końca roku. W przyszłym roku program ma być
kontynuowany.
Aby
badania połowów były uznane przez urzędników Unii Europejskiej za
wiarygodne, obserwatorzy musza zapoznać się z zawartością sieci w
przynajmniej pięciu procentach rejsów. W tym roku tego wymogu nie da się
już spełnić, dlatego będzie on kontynuowany w przyszłym.
Rybacy
twierdzą, że w każdej chwili mogą wpuścić obserwatorów na pokłady
swoich kutrów. - Nie mamy niczego do ukrycia, bo w nasze sieci morświny
nie wpadają nigdy. Większość rybaków tych zwierząt nawet nie widziała
- mówi Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich. - Zależy nam,
żeby obserwatorzy jak najszybciej rozpoczęli pracę, bo wówczas szybko
udowodnią bezsensowność pomysłu zmiany przepisów. Jego wprowadzenie to
zamach na nasze miejsca pracy.
Na
całym polskim wybrzeżu z sieci dryfujący korzysta około 70 kutrów
specjalistycznych. W przypadku wprowadzenia zakazu ich armatorzy stracą źródło
zarobku.
Marcin
Prusak
|