Sprostowanie
do treści artykułu pt.
Kategoryczne
"nie" rybaków dla dr Krzysztofa Skóry i morświnarium
(tytuł
z gazety: Kategoryczne "nie" rybaków dla morświnarium)
Autorki
piszą: Protesty
rybaków przeciwko budowie morświnarium w Helu zrobiły swoje, na razie o
placówce można zapomnieć. Marszałek Jan Kozłowski swoje pozwolenie na
inwestycję uzależnił od zgody między rybakami a dr Krzysztofem Skórą -
pomysłodawcą projektu.
Sprostowanie
KS: Pan Marszałek
niczego nie uzależniał, a na pewno nie od zgody z moją osobą. Projekt
jest Uniwersytetu Gdańskiego. Pan Marszałek był jedynie inspiratorem
odbycia konsultacji społecznych w sprawie projektu „Błękitna Wioska”
(złożonego z 4 elementów: Bałtycka osada, Park Wydmowy, Aqua-labs, Morświnarium).
Pomysł ten znalazł odbicie w uchwale Sejmiku i on zobowiązał UG
do przeprowadzenia takich konsultacji. Stosowny zapis brzmiał: „Po
uzyskaniu pozytywnego dla realizacji całości projektu wyniku konsultacji
społecznych, powierza się Zarządowi zawarcie porozumienia z Uniwersytetem
Gdańskim w sprawie uczestnictwa w projekcie” .
Wynik
konsultacji społecznych zwiera raport niezależnego biura Eko-Konsult. Pełną
treść otrzymanego dokumentu zamieściliśmy na naszej stronie internetowej
pod adresem:
Istnieją też
pełne zapisy video odbytych spotkań. Konsultacje obyły się zgodnie z
przyjętą procedurą prawną. Ogłoszenia o spotkaniach i zbieraniu opinii
dotarły do zainteresowanych stron via prasa, internet oraz afisze.
Sporządzenie raportu z końcem stycznia zamknęło czas ogłoszonych
konsultacji. Uogólniając ich rezultat - wynik brzmiał: 1, 2 i 3 element
projektu mają niemal pełne poparcie a 4 (morświnarium) 10 procent oponentów.
Czy jest to wynik dyskwalifikujący całość projektu? Chyba nie.
Osobiście nie znam takich publicznych konsultacji, które kończą się
100% poparciem i są pozbawione zastrzeżeń jakiejś z grup społeczeństwa.
Takiego warunku zresztą nikt nam nie stawiał. Uważam,
iż raport Eko-Konsultu
był dobrym tworzywem dla podjęcia politycznej decyzji.
Autorki piszą cd: W ramach Błękitnej
Wioski do 2015 roku na Helu ma powstać centrum naukowe i edukacyjne.
Projekty zakładają, że powstaną laboratoria i hotel otoczone parkiem
wydmowym. Dodatkowe atrakcje to szkoła nurkowania na sztucznej rafie oraz
molo prowadzące do położonego na lagunie morświnarium. Pomysłodawcą
jest dr Krzysztof Skóra, szef stacji oceanograficznej UG w Helu, słynącej
do tej pory z uwielbianego przez turystów fokarium.
Na ostatni element inwestycji - realizację morświnarum - zgody nie
chce wyrazić społeczność kaszubskich rybaków. Protesty z dnia na dzień
przybierają na sile. Wczoraj spotkali się w tej sprawie burmistrzowie
Jastarni - Tyberiusz Narkowicz i Helu Mirosław Wądołowski oraz starosta
Pucki Artur Jabłoński. Przygotowali wspólne stanowisko w sprawie budowy Błękitnej
Wioski, które przedstawią marszałkowi Kozłowskiemu do zaopiniowania. Władze
samorządowe zgodzą się na inwestycję, ale tylko naziemnej części. O
morświnarium na razie trzeba zapomnieć.
Sprostowanie KS:
Autorki,
jeśli zbierały relację zapewne dowiedziały się, iż osobiście (osoba w
artykule przedstawiana jako „arogant dla rybaków i Kaszubów”) byłem
pomysłodawcą kompromisowego rozwiązania, chcąc uchronić przed polityczną
dewastacją całości idei Błękitnej Wioski – projektu który po niemal
10 latach dyskusji w Helu (http://www.przyjacielehelu.org/mala_plaza/mplaza.html),
po sporze czy na zapleczu Małej Plaży ma powstać duży hotel czy Błękitna
Wioska - nowa część Stacji Morskiej (wraz z morświnarium) zyskał pełną
aprobatę samorządu i władz tego miasta oraz sygnatariuszy Listu
Intencyjnego z dn. 10 stycznia 2005 w
tejże sprawie.
Autorki piszą cd: Do spornego tematu samorządowcy
chcą powrócić za kilka lat, gdy Błękitna Wioska będzie już działać,
lecz swoją zgodę uzależniają od wypełnienia przez dr Krzysztofa
Skórę kilku postulatów.
-
Muszą zostać przygotowane wiarygodne ekspertyzy przyrodnicze i
prawne. Musimy wiedzieć, czy hodowla morświnów nie zaburzy równowagi
biologicznej - mówi Tyberiusz Narkowicz. - Czy ta inwestycja nie koliduje z
przepisami prawa morskiego? Postulujemy także, aby powstała rada
programowa składająca się z przedstawicieli Ministerstwa Środowiska, Urzędu
Morskiego i samorządów lokalnych. Jeśli za kilka lat dr Skóra wypełni
nasze postulaty i udobrucha rybaków, nie widzimy przeszkód, aby powstała
morska część inwestycji.
Sprostowanie
KS: Myślę,
że to skrót myślowy autorek nakazuje mojej osobie spełniać podane wyżej
warunki dot. szkodliwości tej inwestycji dla środowiska. To jest i będzie
inwestycja publiczna – Uniwersytetu Gdańskiego. Nie wiem dlaczego w
artykule kreowana jest jako moja prywatna (czyżby autorki starały się
o jej dyskredytację).
Hel
leży w strefie obszaru ochronnego Natura 2000 i nie ma takiej siły, aby na
takim terenie mogła powstać inwestycja kolidująca z funkcjonowaniem
przyrody. Obojętnie czy jest to „morświnarium” czy kamping.
Teraz, każda realizowana tu inwestycja musi przejść specjalną ocenę
oddziaływania jej na środowisko. To jest wymóg naszego i unijnego prawa.
Mało tego. Realizując ten punkt procedury
trzeba będzie odbyć konsultacje społeczne raz jeszcze (!). To
Uniwersytet Gdański jako inwestor doskonale wie. Nie zamierza się (i nie
wolno mu!) od tego się uchylać. Możemy nawet zapewnić, że wiarygodność
przyrodniczych ekspertyz będzie wyższa niż dla wielu innych czynionych na
tym terenie inwestycji. Stawianie oczywistego, wymaganego prawem warunku
wobec mojej osoby (!) a
nie uczelni jest co najmniej zabiegiem dziwnym.
Wypowiadający
się zapomniał zapewne poinformować autorki (a one chyba zapomniały
sprawdzić u źródła), że pomysłodawcą Rady Programowej dla projektu morświnarium
byliśmy oboje z Rektorem UG, a inicjatywę tą mój szef zgłosił Staroście
Puckiemu już kilka miesięcy temu. Teraz nasza propozycja ma być dla nas
warunkiem. Cieszy mnie taka inwersja poglądów rozmówcy.
Wypowiedziana
troska o to, czy przyszła inwestycja będzie kolidować z prawem morskim w
mojej ocenia nie jest szczerą, gdyż na zadawane moim adwersarzom pytanie
czy zgodzą się na morświnarium lądowe (tak jak ma to miejsce w przypadku
fokarium) odpowiadali, że też nie. Czy zatem w ogóle chcą go? I jakie
rzeczywiste warunki stawiają ?
Autorki piszą cd:
Polscy rybacy czują się podwójnie pokrzywdzeni: nie dość, że
Unia przyznała im niskie limity połowowe, to jeszcze wprowadziła
ograniczenie w używaniu tradycyjnych sieci, tzw. pławnic aby chronić
populację morświna na Bałtyku. Jeśli ten przepis nie zmieni się, Polacy
praktycznie przestaną łowić. Rozgoryczenie Kaszubów skierowało się ku
naukowcom, którzy domagają się ochrony ginących gatunków. Za naczelnego
wroga rybacy uznali dr Krzysztofa Skórę.
Uważam, że
przed napisaniem takiego zdania należało dać stosowny komentarz lub sięgnąć
do źródeł faktograficznych. Limity połowowe są ustalane wewnątrz
sektora rybołówstwa. My, naukowcy akademiccy nie jesteśmy ani pytani o
zdanie na ten temat ani nie zajmujemy się oszacowywaniem zasobów ryb
przemysłowych. Z tego co wiem organizacje rybackie są włączone w proces
decyzyjny choć ostateczne zdanie należy do ekspertów z instytutów
rybackich i polityków stosownych ministerstw - najczęściej rolnictwa. Wstępując
do UE zgodziliśmy się na wspólnotową politykę rybacką. Ma ona zarówno
zalety jak i wady, często różne, w
zależności od rodzaju uprawianego rybołówstwa. Jednym to odpowiada, inni
to kontestują.
UE przygotowała
zarządzenie m.in. zakazujące używania dryfujących pławnic. To nie są
tradycyjne narzędzia, ale bardzo popularne w polskim łososiowym rybołówstwie
kutrowym. Za tradycyjne (historycznie ugruntowane) należałoby uznać w tym
rodzaju rybołówstwa raczej takle (nie zakazane, przeżywające obecnie w
Skandynawii renesans). Stacja Morska od czasu gdy pojawił się plan zakazu
używania dryfujących pławnic wskazywała na absurdalność jego
wprowadzenia na polskich obszarach morskich, gdyż praktycznie nie notowano
przyłowu morświnów w tych sieciach, zatem ich zakaz ochronie tych ssaków
nie pomaga a boleśnie dotyka tych rybaków, którzy takie rybołówstwo
uprawiali. Wystarczy zacytować nasze wypowiedzi dla Gazety Wyborczej
z dn. 29.07.2003, czyli z okresu dyskusji nad tymi planami (GW to źródło
autorkom jest chyba najbliższe, choć można szukać faktów i głębiej).
Tu warto dodać,
iż rybacy niechętnie na tamtym etapie włączali się do dyskusji
trywializując problem ochrony morświnów, kreując raz pogląd, że one w
Bałtyku nie żyją lub... odwrotny, że są plagą.
kutrów posługujących
się sieciami dryfującymi w Polsce było w 2004 roku 26. Teraz chyba jest
ich jeszcze mniej. Zatem czy wolno straszyć czytelnika, że całe rybołówstwo
przestanie łowić (w domyśle ... przeze mnie!).
Pomyłką chyba
jest też stwierdzenie, że naukowcy są nie lubiani przez rybaków, gdyż
domagają się ochrony ginących gatunków. Nie znam rybaków (może
są), którzy byliby przeciwni ochronie delfinów, żubrów, orłów,
nadmorskiego mikołajka itd. Morświn
też się do nich zalicza. We wszystkich krajach, gdzie występuje chroniony
jest już od lat (w Polsce od 1984 roku). Nie musimy się tego faktu domagać.
Obecnie szukamy sposobów aby móc go chronić skutecznie i to w sposób umożliwiający
funkcjonowanie rybołówstwa.
Ochrona
gatunkowa jest prawem, które obowiązuje wszystkich obywateli i instytucje
na danym terenie. W sprawie morświnów czy ryb my naukowcy mówimy co
wiemy, to co wynika z badań na
ich temat i sugerujemy sposoby ochrony lub rewitalizacji. Praktyczna strona
wprowadzanych regulacji lub modyfikacji w rybołówstwie zależy od samych
rybaków. Jest to wpisane w ich zobowiązania wobec prawnych właścicieli
zasobów morza – społeczeństwa / państwa. Uczynią to w takim zakresie
jakim będą uważali za stosowne. Regulacje, które tworzy administracja
morska i rybacka muszą być z nimi konsultowane. Nie sądzę aby na dłuższą
metę odmawiali pomocy w ochronie przyrody – gatunków, ich zasobów czy
siedlisk. Z tego żyją. Współczesny konsument będzie coraz mniej chętnie
sięgał po towar ekologicznie „skażony” (nie mylić z chemicznym
zanieczyszczeniem). Tuńczykowe konserwy z delfinowym atestem są procesu
tego znakiem.
Jeśli okrzyknięto
mnie wrogiem rybaków to proszę o dowody wrogości. To, że 2-3 lokalnych
liderów, którzy zawaliło sprawy rybaków kutrowych i dla ratowania twarzy
(przed wyborami) wybrało sobie za cel moją osobę, posługując się kłamstwem,
fałszywymi dokumentami, pomówieniami i insynuacjami pozostawiam bez
prawdopodobnie nadmiernie rozbudowującego ten tekst komentarza.
Autorki cytują:
- Jest tu obcy, odkąd się pojawił, zachowuje się wobec nas
arogancko, jakby nie chciał zauważyć, że to jest nasza ziemia, mieszkamy
tu setki lat i chociażby dlatego należy nas szanować - mówi Michał
Khonke, przedstawiciel rybaków.
Sprostowanie KS: Szowinizm
Pana Khonke już poznałem. Jestem na tyle obcy Helowi jak każdy inny
mieszkaniec tego miasta, jak gdynianin Gdyni, czy gdańszczanin Gdańskowi.
Historia, a dokładnie nasi wojenni wrogowie (Niemcy) i my sami (Polacy)
doprowadziliśmy razem w XX wieku do dwukrotnej całkowitej wymiany ludności
tej miejscowości. W Helu nie urodziłem się tylko przez przypadek
(notabene nikt tu i w Jastarni, Kuźnicy czy Chałupach się nie rodzi się
od lat). Wróciłem tu jednak i od 30 lat mieszkam i pracuję. Członkowie
mojej rodziny mają staż jeszcze dłuższy a są i tacy, którzy w 1939
roku tego miejsca bronili (dla Polski). Uczciwych mieszkańców tej ziemi
szanuję. Wśród rdzennych Kaszubów miałem i mam przyjaciół oraz
znajomych. Kieruję placówką, która dla pomorskiej ziemi zrobiła tak dużo
jak mogła. Dowodów proszę szukać w prasie. Arogancki wobec rybaków nie
bywam, gdyż byłoby to zgubne w mojej specjalizacji – ichtiologii. Z
wieloma współpracowałem i współpracuję. Ile zrobiliśmy dla rybostanu
i innych walorów przyrodniczych tego rejonu wiedzą ci, którzy z nami
pracują. Jest to oczywiście wiedza inna niż ta, którą ma Pan Khonke, którego
źródłem wiedzy pozostają domniemania. Autorki jeśli miałyby taką wolę
mogłyby wielu ważnych rzeczy dowiedzieć się z naszej strony internetowej
(podaję to najprostsze źródło informacji).
Autorki cytują cd. - Cały ten Plan
Jastarnia (odtworzenie populacji morświna), który uderza w nas, rybaków,
jest, mimo zapewnień Skóry, po cichu realizowany. Przedstawiciele ASCOBANS
[Porozumienia o Ochronie Małych Waleni Bałtyku i Morza Północnego -
red.] mają dostęp do urzędników unijnych i to właśnie im zawdzięczamy
zakaz używania pławnic. A przecież problem morświnów nie istnieje, bo
ich tu po prostu nie ma. W sieci wpadają zwierzęta mocno chore, które mają
zaburzony system echolokacji. Dr Skóra jak coś sobie wymyśli, to
realizuje to krok po kroku. Nie cofając się przed niczym.
Sprostowanie KS:
Plan Jastarnia był opracowywany w obecności i przy udziale rybaków z różnych
krajów (także z Polski). Zawiera zalecenia a nie nakazy czy zakazy.
ASCOBANS jest porozumieniem ratyfikowanym przez Prezydenta RP, za realizację
jego odpowiada rząd naszego państwa tak jak i inni sygnatariusze tego
aktu, będącego częścią Konwencji Bońskiej, jednego z fundamentów
systemu ochrony przyrody Państw UE (www.ascobans.org)
. W posiedzeniach Komitetu Doradczego ASCOBANS (do którego
często jestem delegowany jako przedstawiciel Ministerstwa Środowiska
RP) zasiadają także reprezentanci sektora rybołówczego (rządowego i
pozarządowego). Treści dokumentów są ustalane wspólnie. Nie ma głosowań.
Konsensus w poglądach na daną sprawę decyduje o treść zapisów,
kierowanych na spotkania szczebla rządowego Państw Stron Porozumienia.
Nie mamy (my ? -
w ASCOBANS zasiadają także rybacy) dojść do unijnych urzędników. (co
to za określenie ”dojście”?). Na sali jest jeden reprezentant Komisji
Europejskiej. Decyzje w sprawach rybołówstwa zapadają w gronie ministrów
i urzędników sektora rolniczego (poza ASCOBANSem). Innymi słowy nie w obrębie
ciał odpowiedzialnych za ochronę przyrody. To rybaccy urzędnicy rybakom
przygotowują regulacje w rybołówstwie (zakazy, nakazy, kwoty , limity
itp.). Nie zawsze są to decyzje trafne. Ale czy rybacy zawsze dostarczają
rzeczywiste dane? Za wymagające przeprosin uważam pomawianie mnie (nas) o
aż takie zdolności sprawcze i wrogie rybakom. Pan Khonke wie, że
przygotowywany zakaz używania u nas pławnic był decyzją polityczną
sprokurowaną przez branżową konkurencję z innych krajów, która
(nietrafnie) użyła morświnów jako argumentu merytorycznego. Nigdzie poza
Bałtykiem nie wolno już używać tych sieci (z różnych powodów).
Zagraniczni koledzy Pana Khonke (jeśli i on jest rybakiem) postanowili wyrównać
szanse na rynku połowu łososi odbierając bałtyckim łowcom możliwość
używania tylko tu jeszcze dozwolonych sieci dryfujących.
Jak to morświnów
nie ma. Jeszcze są! W ciągu ostatnich
15 lat corocznie ginęło ich w polskich sieciach co najmniej 6-7. Ta wiedza
to wynik współpracy z rybakami. Publikacje naukowe na ten temat nie są
tajne. Dodam, że dzięki tym, którzy
są otwarci na poszukiwanie sposobów ochrony tych ssaków wiemy, że nadal
wpadają w sieci mimo starannego ukrywania ich przyłowu.
I zapewniam raz
jeszcze (a słyszał to Pan Khonke od innych specjalistów w czasie
konsultacji), że nie ma naukowego dowodu na hipotezę, że w sieci wpadają
tylko osobniki obarczone tymi pasożytami. Gdyby to było tak jednoznaczne
jak z pozoru może się wydawać to morświny nie powinny móc lokalizować
ryb. Ginęłyby bardziej z głodu niż z racji przyłowu. Konstatacja faktu,
że morświnów tu nie ma, gdy tymczasem są w sieciach („chore”) wymyka
się logicznemu wnioskowaniu o zdarzeniach sprawdzalnych czysto
faktograficznie.
Atrybut konsekwencji w moich
działaniach (przywara w oczach adwersarza) ma jednak granicę ...
nie krzywdzę innych. Ta granica dla Pana Khonke zdaje się nie
istnieć. Toż ile razy można się mylić na ten sam temat ? W czasie wielu
spotkań konsultacyjnych wyjaśnialiśmy przeinaczane lub błędnie przez
naszych adwersarzy interpretowane fakty. Zatem z wyboru, wolą osobistą
Pana Khonke jest tkwienie w pomówieniach. Jeśli tak nie jest ...
to pozostaje to trwałym przymiotem jego charakteru. Tylko
niezrozumienie mówionych i przedstawianych mu wyjaśnień może być
przyczyną wybaczenia tak złego postępowania.
Autorki cytują cd. - Najpierw był pomysł
z fokami. Znudziło mu się. Teraz kolej na morświny. Pan Skóra bardzo
dobrze potrafi zadbać o reklamę. Teraz kreuje się na ofiarę złych rybaków,
ale mu się nie damy. Mamy już prawie trzy tysiące podpisów przeciw
budowie. Jemu udało się zebrać 95 ankiet i ogłosił to jako wielki
sukces. Nie ustąpimy. Nie pozwolimy mu wbić w morskie dno ani kołka.
Sprostowanie KS:
Nic mi się nie
znudziło (jestem ponoć strasznie konsekwentny). Projekt się rozwija.
Razem z kolegami z innych krajów przywróciliśmy Bałtykowi już wiele fok
a rodakom o nich pamięć.
Ja nie zbierałem żadnych
ankiet. Konsultacje prowadziła niezależna firma. Ile zebrała ankiet,
opinii i jakie one były napisała w raporcie. Autorki artykułu powinny to
wiedzieć i nawet unikając mojej wypowiedzi ich obowiązkiem było
zacytowanie ogłoszonych konkluzji. Raport (oraz archiwum dokumentacyjne z
konsultacji) jest dostępny w kilku miejscach (Urząd Marszałkowski,
Rektorat UG, Biuro Eko-Konsult), widnieje też na naszej stronie
internetowej (czyżby dziennikarki nie umiały posługiwać się wyszukiwarką?).
To był obiektywny pomiar zainteresowania oraz rozkładu opinii na temat
projektu „Błękitna Wioska”.
Jeśli Pan Khonke, zebrał w
sekrecie (nie widziałem, ani nikt kogo pytałem w Helu
nigdzie publicznego ogłoszenia o tej akcji nie widział) ok. 2.800
podpisów wśród swoich zwolenników to może przynosi mu to satysfakcję
jak uderzenie przeciwnika „po meczu” kiepskiemu sportowcowi. Z naszej
strony takiej akcji nie prowadziliśmy. Rzucenie tym „nieświeżym
jajem” na marszałkowski stół powinno kryć wstydem inspiratorów tego
politycznego faulowania. Ze swojej strony nie zamierzamy zbierać podpisów
wśród swoich zwolenników projektu. Byłoby ich dziesiątki tysięcy. Nie
w tym rzecz. Sprawa ochrony gatunków i ich zasobów, badań nad ich biologią
i ekologią, budowa pro-przyrodniczego centrum informacji i edukacji
morskiej wymaga akceptacji potencjalnych beneficjantów działań i
inwestycji. Uważamy, że z czasem będziemy potrafili przekonać nie
przekonanych. Postaramy się zdobywać na rzecz tych działań ludzkie umysły
i uwspółcześnić ich poglądy na ochronę przyrody. To więcej warta
inwestycja niż po cichu zdobywane, zarażonych źle pojętą, sąsiedzką
lub interesowną solidarnością podpisów ziomków, kolegów i znajomych.
Zapowiedź pana
Khonke o jego nieustępliwości źle rokuje. My, jeśli przez kolejne lata
nie przekonamy dzisiejszych oponentów prawdopodobnie nie dostaniemy zgody
lokalnych polityków na realizację potrzebnego nauce i dydaktyce
zamierzenia. Trudno, rzeczy ekologicznie ważne i ciekawe będą nadal za
granicą no i ... na ekranach naszych telewizorów ... w programach o
przyrodzie.
Autorki piszą cd. (...) Krzysztof Skóra
naraził się rybakom naprawdę solidnie. Gdy dwadzieścia lat temu pojawił
się w Helu, głosił plan budowy ekologicznego raju na ziemi. Nie uwzględniał
on jednak zdania rdzennych mieszkańców. Jedna z idei Skóry polegała na
zakazie budowy nowych domów i ograniczeniu populacji Helu. Tego pomysłu
Kaszubi do tej pory nie mogą mu darować.
Sprostowanie KS: W
tym fragmencie autorki nie cytują lecz twierdzą. Proszę o dowód,
że tak było. Dlaczego nie zwrócono się z zapytaniem do mnie, ponoć
autora takiego planu. Pojęcie raju jest mi od strony działalności
zawodowej obce, zatem do realizacji niezdefiniowanego zamierzenia dosłownie
ani w przenośni dążyć nie mogłem. Nie głosiłem także takich bzdur.
Dziękuję natomiast za informację, iż rdzenni mieszkańcy do raju (obojętnie
co to znaczy) nie zmierzają. Brak tej wiedzy rzeczywiście może stanowić
przeszkodę w moim zrozumieniu postępowania niektórych moich adwersarzy.
Nie zakazywałem też (jak
to mógłbym zrobić) budowy nowych domów i ograniczenia populacji Helu.
Granice osobniczej głupoty w środowisku naukowym są dość jasno
wyznaczone. Wypracowane są i powszechnie
znane, skodyfikowane mechanizmy personalnej selekcji. Brak roztropności
dziennikarskiej przy pisaniu takich też może jednak (ale nie musi) świadczyć
o warsztatowej niedoskonałości piszącej te słowa.
Przypuszczam, iż
pogląd zapisany (swój czy obcy?) panie dziennikarki, zasłyszały niedokładnie,
albo ktoś im to tak przekazał (to nie usprawiedliwia popełnionego błędu).
Jeśli będzie trzeba to swój stosunek do urbanizacji Helu dokładnie wyjaśnię,
pamięć mam dobrą i wiem jak to w 1983 r po wielkich sztormach było i
razem z Kaszubami tworzyłem w Chałupach Społeczny Ruch Ratowania Półwyspu
Helskiego.
Autorki cytują mnie(?) - Budowa morświnarium nie ma nic wspólnego z zakazem dotyczącym
sieci pławnicowych -- mówi dr Skóra. - Od lat uważamy, że wcześniejszy
plan, a teraz zakaz używania tych sieci jest nietrafny i morświnom nie
pomaga. Natomiast dlaczego część rybaków jest przeciwna budowie ośrodka
naukowego i centrum morskiej edukacji ekologicznej, tego nie rozumiem. Na
decyzje Unii my przecież nie mieliśmy żadnego wpływu, jeżeli już, to
byli to sami rybacy, a dokładnie ich ministerialni przedstawiciele. W morświnarium
będziemy mogli badać i pokazywać morświny najprawdopodobniej z rejonów
innych niż Bałtyk i nie wolno nam będzie ich wypuszczać do naszych wód.
Nie rozumiemy, dlaczego rybacy tak uwzięli się na tego zwierzaka. Jeżeli
są przeciw ochronie morświnów, powinni wystąpić z takim wnioskiem do
ministra środowiska i UE.
Krzysztof Skóra dodaje także, że budowa ośrodka
przyniesie korzyści wszystkim, także osobom żyjącym z turystyki, gdyż
projekt ten jak żaden inny jest nastawiony na edukacyjną turystykę
pozasezonową.
Wyjaśnienie:
I rzeczywiście proszono mnie o szybką wypowiedź na temat morświnarium.
Nie mówiąc (chyba przez wrodzoną delikatność lub brak czasu i chęci na
sprawdzanie faktów), że dysponują innymi wypowiedziami na ten i poboczne
tematy. Postarały się nawet o moją autoryzację wypowiedzi w sprawie
konfliktowej części projektu Błękitnej Wioski. Zatem przesłałem w
dobrej wierze swój tekst. Pomyślałem nawet przez chwilę, iż jeśli coś
w artykule będzie dodatkowego to będą to fakty, które w sprawie morświnarium
znam wszystkie. Wiem wprawdzie też wszystko o sobie, ale nie przypuszczałem,
że mojej osobie tyle uwagi poświęcą autorki, które jak mnie informowano
miały zamiar zrelacjonować osiągnięte pod auspicjami Marszałka wstępne
porozumienie. Czy sięgały do tego podstawowego dla sprawy źródła
informacji? Chyba nie, albo nie
to było ich intencją. Może chciały się załapać na ostatni moment
wygaszanego konfliktu i metodą tzw. tabloidów walnąć sensacyjkę dolewając
oliwy do ognia. Przykre to, choć prawdopodobne. Bo proszę mi powiedzieć
dlaczego usunięto z tekstu taki oto fragment (ten podkreślony)
W morświnarium będziemy
mogli badać i pokazywać morświny (...) Wszystko po to, aby rozumiejąc
tajemnice ich biologii lepiej móc chronić nie szkodząc rybołówstwu.
(...)
Czy usunięto ten
fragment dlatego, iż był sprzeczny z tezą o moim aroganckim podejściu wobec spraw rybackich ? Może miejsca nie starczało? czy nie
lepiej było usunąć cytowane wcześniej inwektywy?
I dalej dodałem:
(...) Jeśli jednak morświnarium budzi, aż taki sprzeciw, to chciałbym by
już teraz ruszyła budowa ujęć wodnych dla fokarium i akwariów oraz
centrum edukacyjnego bez tego spornego elementu. Może w ciągu kolejnych
lat przekonamy protestujących i okaże się, że warto ten element włączyć
do całości kompleksu. (...)
Kompromis osiągnięty
u Pana Marszałka nie był pomysłem naszych antagonistów, ale Uniwersytetu
Gdańskiego. Wyprowadzał planowaną inwestycję z impasu politycznej
decyzji. Argumenty, które przedstawiliśmy na spotkaniu zyskały wstępną
aprobatę przedstawicieli lokalnych samorządów i Pana Marszałka. Nikt nie
zaprzeczył, a wręcz komplementowano założenia projektu, szczególnie
trzech, nie budzących obaw jego części. Starosta Pucki, Burmistrz
Jastarni oraz zastępca burmistrza Helu zaakceptowali takie rozwiązanie i
zobowiązali się do przygotowania stanowiska na piśmie. Właśnie
oczekujemy na jego rezultaty w postaci stosownych decyzji samorządu
szczebla wojewódzkiego.
Tymczasem artykuł
Pań Bożeny Aksamit i Katarzyny Wiatroszek znowu sieje wiatr
niezgody.
Krzysztof Skóra
|